Są jednak i tacy, którzy szukają nawet najmniejszych oszczędności. Zawsze nawet w najtrudniejszym okresie na rynku trzody chlewnej starają się zarobić na chowie. O to, jak tuczyć prosięta z zakupu, żeby na nich zarobić, zapytaliśmy Ryszarda Szewczuka z miejscowości Ostromęczyn w gminie Platerów. Gospodarując na powierzchni ok. 50 ha, produkuje on tuczniki w cyklu otwartym. Rocznie sprzedaje ok. 2 tys. tuczników. Zwierzęta odchowywane są w dwóch komorach – jednej na 320 sztuk i drugiej na 280 stanowisk. Właściciel kupuje z Danii warchlaki o wysokim statusie zdrowotnym w wadze 30 kg. Wcześniej były to prosięta fińskie i holenderskie. Tucz trwa 85 dni, a w 90. dniu komora jest już zasiedlona nowymi prosiętami.
Gospodarz uważa, że zysk na tucznikach sprzedawanych już na początku tego roku nie był taki oczywisty.
– Przy sprzedaży, jaka była jeszcze w styczniu, gdy zużycie paszy nie przekraczało 2,7 kg na kilogram przyrostu, a mięsność nie była mniejsza niż 60%, jeszcze zarobiłem na produkcji. Natomiast mój znajomy miał nieco gorsze warunki w chlewni i już przy sprzedaży partii w styczniu miał zużycie paszy powyżej 3 kg. Wyliczył, że wcale nie zarobił na tym rzucie. Ja jeszcze wtedy, dzięki odpowiednio zbilansowanej paszy i odpowiedniemu mikroklimatowi, wyszedłem na swoje – wyjaśnia Ryszard Szewczuk.
Trudności ze strefą
Ze względu na koszty Szewczuk sam przygotowuje mieszankę paszową dla tuczników. Jej podstawą są zboża – częściowo własne, a w większej części z zakupu.
– Przygotowanie paszy w gospodarstwie to najważniejszy element pozwalający nawet przy najmniej korzystnych relacjach pomiędzy ceną zbóż a żywca wieprzowego zarobić na produkcji. Wyjątkiem był rzut tuczników sprzedany w okresie, gdy obowiązywała u nas strefa buforowa. Obliczyłem, że do świń sprzedanych w marcu z tej strefy, pomimo otrzymania obiecanych dopłat, dołożę co najmniej po 20 zł do sztuki – wyjaśnia rolnik.
Ryszard Szewczuk należy do Podlaskiego Związku Rolniczych Zrzeszeń Branżowych Producentów Trzody Chlewnej i za jego pośrednictwem sprzedaje tuczniki.
– Mamy w Zrzeszeniu taki optymalny próg wagowy wynoszący 125 kg wagi żywej tucznika. Powyżej niego cena zostaje obniżona o 10 groszy na kg. W moim przypadku najlepszą średnią wagą żywca jest 120 kg. Powyżej tej wagi dodatkowo tracę na każdej sztuce ze względu na gorsze parametry tuszy. Gdy sprzedałem zwierzęta w strefie buforowej, cena półtuszy wyniosła 5 zł za kg, co daje niecałe 4 zł za 1 kg żywca. Jest to cena przy mięsności 58%. Jeżeli mięsność wyszłaby mniejsza, to ta cena byłaby jeszcze niższa. Średnia waga półtusz z odebranych 17 marca tuczników wynosiła 98 kg. Gdy wcześniej sprzedawałem tuczniki do 125 kg średniej wagi żywej, mięsność wychodziła mi powyżej 60%. Z ostatnich 4 sprzedaży tuczników nie miałem średniej mięsności poniżej 60% i zużycie paszy wyniosło 2,7 kg na 1 kg przyrostu. Teraz zużycie od razu wzrosło mi do 3 kg paszy na 1 kg przyrostu, a mięsność spadła do 58% – mówi Ryszard Szewczuk.
Po wprowadzeniu strefy buforowej sprawdzona receptura mieszaki musiała ulec modyfikacji. Ponadto wzrosło zużycie zboża przeznaczonego do karmienia zwierząt.
Gorsza pasza – większe zużycie
– Od 18 lutego, po wprowadzeniu w naszym powiecie strefy buforowej i zakazu sprzedaży tuczników, zastosowałem w żywieniu zwierząt paszę trochę uboższą. Współpracujący z moim gospodarstwem żywieniowiec zbilansował mi dawkę w ten sposób, aby pokryć potrzeby bytowe, ale ograniczyć przyrosty. Myślę, że gdyby moje tuczniki do końca otrzymywały normalną mieszankę zawierającą 16% białka i odpowiednią ilość energii, przyrosty byłyby o wiele większe. Dieta ta przyczyniła się do zwiększenia zużycia paszy na kilogram przyrostu, ale ochroniła stado przed dużymi przerostami zwierząt. 18 lutego nikt nie wiedział, kiedy sprzedamy świnie i musieliśmy przygotować się na różne warianty. Przez wprowadzenie strefy buforowej w przeliczeniu na jednego tucznika zużyłem ok. 30 kg paszy więcej, niż powinienem. Sto kilogramów takiej paszy kosztuje mnie ok. 105 zł – mówi Ryszard Szewczuk.
Jego zdaniem za utrzymaniem produkcji zwierzęcej i opłacalności pomimo nagłych skoków cen przemawiają inne korzyści płynące z tej działalności.
– Nie mogę zrezygnować z produkcji zwierzęcej, gdyż jest ona ściśle powiązana z produkcją roślinną. Jak nie będę miał gnojowicy, to nie będę miał cennego nawozu organicznego. Przeoruję wprawdzie słomę, ale do jej użycia jako nawozu potrzebuję gnojowicy. Zamiast stosować potrzebny do mineralizacji słomy azot w postaci nawozu mineralnego, dostarczam go w gnojowicy. Już w ten sposób zmniejszam koszty produkcji. Dzięki gnojowicy zużywam mniej azotu, fosforu i potasu i zwiększa się przy okazji żyzność gleby. Jest to tak powiązane, że nie wyobrażam sobie uprawy 50 ha bez produkcji zwierzęcej – wyjaśnia gospodarz.
Świnie w gospodarstwie utrzymywane są na rusztach. Uzyskiwana gnojowica gromadzona jest w dwóch zbiornikach o łącznej pojemności 650 m³. Ryszard Szewczuk postanowił jeszcze w inny sposób zmniejszyć koszty produkcji świń. Ocieplił już jedną chlewnię i planuje zrobić to również w drugim budynku.
– Dzięki izolacji chlewni łatwiejsze będzie utrzymanie odpowiedniego mikroklimatu. Szczególnie latem zużyję mniej energii na pracę wentylatorów – dodaje gospodarz.
Józef Nuckowski