W środę 23 lipca Główny Lekarz Weterynarii poinformował, że wirus ASF stwierdzono u dwóch padłych świń w miejscowości Zielona w gminie Gródek w powiecie białostockim (woj. podlaskie). Chorobę wykryto w gospodarstwie, w którym utrzymywano w sumie pięć świń. Próbki do badań zostały pobrane 19 lipca i wykryto w nich wirusa ASF, brak jednak było przeciwciał, co świadczy o tym, że świnie nie były długo zakażone (ok. 7–8 dni). Po potwierdzeniu wystąpienia choroby wszystkie świnie ze stada zabito i zutylizowano. U zabitych świń też stwierdzono wirusa ASF. Teren całego gospodarstwa został oczyszczony i zdezynfekowany. Okazało się także, że ok. 17 lipca, czyli przed zgłoszeniem podejrzenia choroby, w gospodarstwie padły 3 świnie, które zostały zakopane przez właściciela. Śmierci tych zwierząt nie zgłosił on do Inspekcji Weterynaryjnej. Jak informuje IW, zwłoki świń wykopano i zniszczono. Główny Lekarz Weterynarii tłumaczy, że działania służb weterynaryjnych w tym gospodarstwie napotykają problemy wynikające z utrudnionego kontaktu z gospodarzem.
Oczywiście wszystkie koszty związane z zabiciem świń finansowane są z budżetu państwa, a za zwierzęta przysługuje rolnikom odszkodowanie. Ognisko ASF znajduje się w utworzonej w marcu tego roku strefie z ograniczeniami.
– Nie ma konieczności rozszerzania restrykcji na inne regiony Polski. Wszystkie zwierzęta w promieniu 10 km od ogniska zostaną zabite i zutylizowane – mówi Krzysztof Jażdżewski, zastępca Głównego Lekarza Weterynarii.
W promieniu 3 km od ogniska choroby wyznaczono tzw. strefę zapowietrzoną, a w promieniu kolejnych 7 km strefę zagrożoną. Znajduje się na nich 37 gospodarstw utrzymujących łącznie 192 świnie.
Małe chlewnie zagrożeniem
– Miesiąc temu wystosowaliśmy pismo do Ministra Rolnictwa o podjęcie decyzji, aby w regionie uznawanym za zagrożony po przypadkach ASF u dzików wybić wszystkie świnie w małych gospodarstwach niespełniających norm bioasekuracji. Tak zrobiono pół roku temu na Litwie zaraz po wykryciu pierwszych przypadków choroby u dzików. Wiem, że jest to trudna decyzja, ale jeśli nie zostanie podjęta, to ASF przeniesie się w końcu na inne tereny kraju. Wszyscy poniesiemy konsekwencje tego, że nie zlikwidowano kilkuset czy kilku tysięcy świń – twierdzi dr Tadeusz Blicharski z Polskiego Związku Hodowców i Producentów Trzody Chlewnej „POLSUS”.
Jego zdaniem utrzymywanie kilku świń w gospodarstwie nie ma żadnego uzasadnienia ekonomicznego, a stanowi wielkie ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa. Można jedynie pozostawić większe gospodarstwa, które gwarantują zachowanie wszelkiej ostrożności i zabezpieczenie stada.
Także prof. Zygmunt Pejsak z Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach uważa, że największym problemem jest to, że w strefie zagrożonej mamy dużą liczbę bardzo małych stad utrzymujących po kilka świń, które nie gwarantują żadnej bioasekuracji. Co gorsza, rolnicy nie zdają sobie najczęściej sprawy z zagrożenia. Gospodarstwa te stanowią wręcz bardzo łatwą drogę przeniesienia wirusa od dzików na świnie, a później między gospodarstwami.
– Należy bezwzględnie nakłonić właścicieli tych stad do stosowania bioasekuracji, ale może być to trudne w realizacji od strony praktycznej. Dlatego w aspekcie ochrony dużych i średnich gospodarstw należałoby zlikwidować wszystkie małe gospodarstwa niespełniające w 100% rygorów bioasekuracji. Jedno małe gospodarstwo z kilkoma tucznikami może spowodować, że będziemy musieli wybić tysiące świń w kraju – twierdzi prof. Pejsak.
Z jego wyliczeń wynika, że „prewencyjna” depopulacja świń jest wielokrotnie tańsza dla budżetu państwa niż ich wybijanie po tym, jak utworzona zostanie strefa zapowietrzona i zagrożona. Zdaniem profesora, należy też utrzymywać populację dzików na stałym poziomie i nie dopuszczać do tego, by liczba tych zwierząt gwałtownie przyrastała, jak to ma miejsce obecnie.
Ograniczyć liczbę świń i dzików
ASF nie stanowi zagrożenia dla ludzi. Jest natomiast w prawie 100% śmiertelny dla dzików i świń domowych. Leczenie chorych świń jest zabronione. Zwierzęta chore i podejrzane o chorobę są natychmiast zabijane i poddawane utylizacji. Natomiast pojawienie się wirusa to wielki problem ekonomiczny i może spowodować olbrzymie straty producentów świń oraz przemysłu mięsnego. W związku z przypadkami ASF u dzików embargo na polską wieprzowinę wprowadziła Rosja i Białoruś. Import tego mięsa z naszego kraju wstrzymało także wiele innych państw. Nasuwa się więc od razu pytanie, czy wystąpienie ogniska choroby w stadzie pociągnie za sobą kolejne ograniczenia w eksporcie wieprzowiny z Polski i jak zareaguje na to UE?
– Istnieje obawa, że kraje, które wciąż jeszcze kupowały od nas wieprzowinę zrezygnują z tego, gdyż uznają, że mięso może być zakażone. Mają do tego prawo po wystąpieniu ogniska choroby, a my nie możemy im dać żadnych gwarancji, że tak nie jest – podkreśla Tadeusz Blicharski.
Jednak zdaniem prof. Pejsaka, monitorujemy rozprzestrzenianie się wirusa w kraju i kontrolujemy sytuację.
– Mało prawdopodobne jest, że gdzieś występuje ASF, a my o tym nie wiemy. Wykonujemy chyba najwięcej na świecie badań pod kątem tej choroby. Do tej pory przebadaliśmy ok. 17 tys. próbek. Problem polega na tym, że poza monitorowaniem i stwierdzaniem stanu obecnego nie przeciwdziałamy szerzeniu się ASF poprzez kontrolowanie populacji dzików i likwidację najmniejszych stad świń – podkreśla specjalista.
Bez zdecydowanych działań wyprzedzających nie mamy szans na długofalową obronę świń przed ASF. Należy pamiętać, że poważna sytuacja jest za naszymi bezpośrednimi granicami – na Białorusi i na Litwie, stamtąd też ASF może do nas docierać.
Dominika Stancelewska