Na mapie ASF pojawiły się kolejne ogniska choroby w populacji świń. Tym razem wirus zaatakował dwie chlewnie w woj. warmińsko-mazurskim, jedną na Podkarpaciu i jedną w woj. lubuskim.
51 ognisko stwierdzono w gospodarstwie, w którym utrzymywano 7 świń (2 lochy, 5 warchlaków), położonym w miejscowości Wampierzów, w gminie Wadowice Górne, powiat mielecki, województwo podkarpackie.
Kolejne dwa ogniska pojawiły się w Jagodzinach i Dziarnach(woj. warmińsko-mazurskie). W Jagodzinach (gm. Dąbrówno) jest to już drugie ognisko w tym roku. Pierwsze wybuchło 5 sierpnia. Ognisko w Dziarnach (gm. Iława) nie zostało jeszcze oficjalnie potwierdzone przez Głównego Lekarza Weterynarii, ale od okolicznych rolników wiemy, że wynik jest pozytywny.
Następne ognisko stwierdzono też w Wyszanowie w woj. lubuskim.
Zakazy się nakładają, rolnicy nie mogą sprzedać świń nawet przez dwa miesiące
Problem ASF dotyczy nie tylko tych gospodarstw, w których stwierdzono chorobę, ale i okolicznych hodowców. Włączani są oni do strefy objętej restrykcjami, więc nie mogą wywozić swoich świń przez 30 dni. To w praktyce oznacza, że nie mogą ich sprzedać. Podwójny dramat przeżywają ostatnio producenci z Warmii i Mazur, bo tam w kilku powiatach wybuchające po sobie ogniska przedłużyły zakaz wywozu o kolejne 30 dni. W efekcie tuczniki będą stać w chlewniach dwa miesiące. Trzeba je w tym czasie nakarmić i oporządzić, co oczywiście generuje dodatkowe koszty.
- Taka sytuacja jest w tej chwili w Jagodzinach. To są dramaty wielu rolników. Co oni mają zrobić? Za co utrzymać świnie? Znikąd pomocy - mówił wczoraj podczas protesty w Sampławie jeden z hodowców, Mateusz Kępka.
Z kolei koordynator warmińsko-mazurskiego oddziału AgroUnii Piotr Kamiński podkreśla, że wojewoda, wyznaczając strefy ASF, powinien dać czas hodowcom na sprzedaż zwierząt.
- Teraz sytuacja jest taka, że świnie przerastają. Dodatkowo inspekcja weterynaryjna nas straszy, że jeśli przez ten okres zakazu wywozu świń nie zapewnimy zwierzętom dobrostanu, to przyjdzie na kontrolę i po stwierdzeniu nieprawidłowości wybije nam zwierzęta. Dlatego dziś tu jesteśmy, dlatego protestujemy. Przepisy, które niszczą rolnika trzeba zmienić - mówi Kamiński.
ASF nie odpuszcza, a na odszkodowania już nie ma
W Polsce od początku roku stwierdzono 55 ognisk ASF u świń w 10 województwach oraz 1956 ognisk ASF u dzików w 9 województwach. Zlikwidowano 35 tys. sztuk świń, ale większość rolników nie otrzymała za nie odszkodowania. Kilka dni temu zastępca Głównego Lekarza Weterynarii Krzysztof Jażdżewski przyznał, że pieniądze przeznaczone w tym roku na walkę z ASF i grypą ptaków - 430 mln zł - skończyły się już w maju.
W jego ocenie na odszkodowania potrzeba jeszcze co najmniej 750 mln zł. Przyznał, że weterynaria łata tę dziurę budżetową, jak może: udało się pozyskać środki z rezerwy ogólnej - 262 mln zł i dodatkowo jeszcze 70 mln zł. Nadal jednak brakuje ponad 400 mln zł. Skąd Inspekcja weźmie te pieniądze? To jest bardzo ważne pytanie, ale na razie bez odpowiedzi.
– Będziemy się ubiegać o tę kwotę, no ale sporo pieniędzy musimy pozyskać – powiedział Jażdżewski.
Problemów hodowców nie rozwiąże także program pomocowy zaproponowany przez resort rolnictwa. 200 mln zł, które minister rolnictwa przeznaczył na wsparcie rolników poszkodowanych przez ASF to kropla w morzu potrzeb. Pisaliśmy o tym TUTAJ.
Na wczorajszym proteście rolnicy zwracali uwagę, że koszty bioasekuracji są tak ogromne, że nawet jeśli państwo pokryje je w połowie (takie rozwiązanie znalazło się w Programie), to i tak nie są w stanie sprostać tej inwestycji i będą zamykać chlewnie.
- Postawienie płotu to koszt 100 tys. zł. Skąd teraz na to brać, skoro chlewnie stoją - pytał jeden z uczestników wczorajszego protestu.
Kamila Szałaj, fot. AgroUnia
Problemów hodowców nie rozwiąże także program pomocowy zaproponowany przez resort rolnictwa. 200 mln zł, które minister rolnictwa przeznaczył na wsparcie rolników poszkodowanych przez ASF to kropla w morzu potrzeb. Pisaliśmy o tym TUTAJ.
Na wczorajszym proteście rolnicy zwracali uwagę, że koszty bioasekuracji są tak ogromne, że nawet jeśli państwo pokryje je w połowie (takie rozwiązanie znalazło się w Programie), to i tak nie są w stanie sprostać tej inwestycji i będą zamykać chlewnie.
- Postawienie płotu to koszt 100 tys. zł. Skąd teraz na to brać, skoro chlewnie stoją - pytał jeden z uczestników wczorajszego protestu.
Kamila Szałaj, fot. AgroUnia