Afrykański pomór świń dotyczy już nie tylko naszej części Europy i Rosji. Pierwsze ognisko choroby wykryto w Chinach. Chorobę zauważono 1 sierpnia w gospodarstwie utrzymującym 383 świnie w miejscowości Shenyang w prowincji Liaoning w północno-wschodnich Chinach. Z powodu choroby padło 47 zwierząt. Według informacji tamtejszego ministerstwa rolnictwa, ubojowi z konieczności poddano ponad 8 tys. świń w pobliżu stada, gdzie stwierdzono zachorowania. Na razie źródło infekcji nie zostało ustalone. Nie wiadomo, jak wirus mógł dostać się na fermę, gdyż granica Korei Północnej jest około 200 km od miejsca wybuchu choroby, a granica rosyjska znacznie dalej. Jednak z Irkucka, gdzie ASF pojawił się na przełomie marca i kwietnia 2017 r. latają do Shenyang bezpośrednio samoloty.
Zagrożony światowy lider
Sytuacja na obszarze, gdzie wykryto pierwsze ognisko afrykańskiego pomoru świń w Chinach jest już opanowana. Władze podkreślają, że należy zwiększyć środki ostrożności, by uchronić się przed epidemią choroby, która mogłaby mieć katastrofalne skutki dla chińskiej produkcji trzody chlewnej. Wiadomość o wybuchu ogniska ASF wzbudziła wielkie zaniepokojenie w Chinach, które posiadają największe pogłowie świń na świecie i odpowiadają za blisko połowę światowej produkcji wieprzowiny. Są też największym konsumentem tego mięsa. Jak przewidują eksperci, należy się spodziewać jeszcze wzrostu konsumpcji wieprzowiny na mieszkańca w tym kraju. Rozprzestrzenianie się afrykańskiego pomoru świń doprowadziłoby do likwidacji wielu mniejszych stad i spadku produkcji wieprzowiny w Chinach, a tym samym wzrostu cen na świecie.
Produkcja trzody chlewnej w Chinach ulega ciągłym przeobrażeniom. Likwidowane są małe gospodarstwa, a powstają wielotysięczne fermy. Chińskie ministerstwo rolnictwa podało, że w wyniku prowadzonej restrukturyzacji oraz zaostrzenia wymogów w zakresie ochrony środowiska, które pociągnęły za sobą wzrost kosztów produkcji, pogłowie świń spadło o 34 mln sztuk. Na koniec pierwszego kwartału wyniosło 415,2 mln świń, wykazując spadek 1,2% w stosunku do stanu sprzed roku.
fot. Unsplash
fot. Unsplash
To co się dzieje w Chinach ma największy wpływ na sytuację na światowym rynku trzody. A założenia były takie, że należy się tam spodziewać wzrostu produkcji i spadku importu wieprzowiny. Rozwój produkcji dotyczy szczególnie północnej części kraju w ogromnych pionowo zintegrowanych gospodarstwach. Tylko jedna nowo wybudowana ferma jest w stanie wyprodukować rocznie ponad 500 tys. tuczników. Wzrasta efektywność produkcji poprzez wykorzystanie lepszej genetyki i wprowadzenie nowoczesnych metod zarządzania stadem. W regionach północno-wschodnich koszty produkcji są też najniższe, co jest wynikiem wspólnej lokalizacji ferm oraz centrów produkcji pasz. Ostatnie zmiany ceł na mięso wieprzowe nałożone na USA również przekładają się na wzrost cen chińskiej wieprzowiny. Od połowy maja br. cena żywca wieprzowego wzrosła z 10,35 do 12,52 juanów za kilogram.
ASF w strefach żółtych
Wirus ASF rozprzestrzenia się także niestety na kolejne obszary Polski. Pojawił się w regionach do tej pory wolnych od choroby. Pięć ognisk afrykańskiego pomoru świń wykryto w woj. warmińsko-mazurskim. W gospodarstwach w gminach Srokowo i Sępopol, w których stwierdzono obecność wirusa, utrzymywano łącznie 1145 świń. Dwa ogniska dotyczą mniejszych stad, gdzie było 10 świń oraz 4 świnie. Trzecie ognisko stwierdzono w Smolance w gm. Sępopol, w powiecie bartoszyckim, gdzie było już znacznie więcej zwierząt, bo aż 1131. Wszystkie te gospodarstwa znajdowały się na obszarze ochronnym (strefie żółtej). Kolejne ognisko było już w strefie czerwonej w gospodarstwie, w którym utrzymywano 45 świń, położonym w gminie Bartoszyce.
Ognisko afrykańskiego pomoru świń potwierdzono też w powiecie węgorzewskim w stadzie liczącym 25 świń w gminie Budry. Miejscowość ta położona jest w strefie czerwonej, co związane jest z występowaniem przypadków ASF u dzików. Wcześniej na Warmii i Mazurach odnotowano tylko jedno ognisko ASF u trzody chlewnej pod koniec czerwca br., w gospodarstwie w miejscowości Posady w gminie Pieniężno, w powiecie braniewskim. Pierwsze zachorowanie wśród dzików zanotowano też na Mazurach w powiecie kętrzyńskim. Oznacza to, że wirus ASF rozprzestrzenił się wzdłuż całej granicy z Obwodem Kaliningradzkim.
Dwa ogniska ASF wystąpiły też na dotąd wolnym od choroby terenie Podkarpacia. Pierwsze w gospodarstwie, w którym utrzymywano 19 świń, położonym w gminie Cieszanów, w powiecie lubaczowskim. Kolejne, podane w najnowszym komunikacie Głównego Inspektoratu Weterynarii (190 ognisko w kraju), stwierdzono również w gminie Cieszanów, ale w stadzie, w którym utrzymywano tylko 2 świnie.
Upał wygrywa z bioasekuracją
Pierwsze ognisko choroby potwierdzono też na terenie powiatu mińskiego na Mazowszu. Pojawiło się ono w gminie Siennica w gospodarstwie utrzymującym 31 świń. Na terenie powiatu do tej pory nie wystąpiły ani przypadki afrykańskiego pomoru świń u dzików, ani ogniska choroby w stadach świń, niemniej ASF dzików wystąpił już kilkukrotnie w sąsiednich gminach Celestynów i Osieck. Ognisko położone jest w obszarze ochronnym, czyli strefie żółtej.
Coraz więcej ognisk pojawia się więc w tej strefie, zarówno w woj. warmińsko-mazurskim, jak i na południe od Warszawy. Oznacza to, że choroba, choć powoli, to jednak zatacza coraz szersze kręgi i małymi krokami przesuwa się w głąb kraju. Pojawiły się chociażby nowe przypadki ASF u dzików w jak do tej pory wolnym od ASF powiecie kozienickim, w gminie Grabów nad Pilicą. Miejsce znalezienia chorego dzika oddalone jest o ponad 30 kilometrów od najbliższego skupiska zachorowań wśród dzików w gminie Góra Kalwaria.
fot. Dominika Stancelewska
fot. Dominika Stancelewska
- W kraju potwierdzane są coraz to nowe ogniska afrykańskiego pomoru świń i to już nie tylko na Podlasiu czy Lubelszczyźnie
Inspekcja Weterynaryjna wymaga tymczasem od rolników ścisłego przestrzegania zasad bioasekuracji zgodnie z programem ochrony przed wirusem afrykańskiego pomoru świń, jednak hodowcy zwracają uwagę, że przy panujących upałach niezwykle trudno jest dostosować się do zasad bez negatywnego wpływu na produkcję trzody chlewnej. I nie dotyczy to tylko szybko wysychających mat dezynfekcyjnych. W takiej temperaturze ich uzupełnianie musi być wyjątkowo częste, aby były stale mokre i spełniały swoją funkcję odkażającą.
Problemem według rolników jest też wymóg zamknięcia budynków, tak aby inne zwierzęta czy ptaki nie miały do nich dostępu. Przy chlewniach starszego typu, których w naszym kraju jest znacząca większość, doprowadziłoby to do braku wentylacji w budynku, co grozi uduszeniem zwierząt. Jeden z naszych czytelników powiedział nam nawet, iż zaproponował swojemu powiatowemu lekarzowi weterynarii, że najpierw jego zamknie w chlewni na 24 godziny. Jeśli przetrwa, to dostosuje się do wymogu, nie martwiąc się o zwierzęta. Podkreślał on, że nie wystarczą otwarte okna z siatkami, ale w obecnej sytuacji nawet pootwierane wrota nie gwarantują komfortu tucznikom.
Dominika Stancelewska