Taką ocenę sytuacji przedstawiono we wtorek w Białymstoku podczas obrad zespołu ds. zwalczania ASF, który działa przy wojewodzie podlaskim.
Pierwsze w Polsce przypadki u dzików groźnego dla trzody wirusa ASF potwierdzono dokładnie przed rokiem w powiecie sokólskim w województwie podlaskim. Dotychczas odnotowano 35 przypadków wirusa ASF u dzików (łącznie u 66 dzików) oraz trzy ogniska ASF u świń (łącznie u 11 sztuk); wszystkie w powiatach sokólskim i białostockim w województwie podlaskim, w odległości nie większej niż 18 km od granicy z Białorusią - poinformował we wtorek Mirosław Czech z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Białymstoku.
Oznacza to, że wirus nie rozprzestrzenił się dalej, ale nie można wykluczyć, co będzie dalej i należy zachować ostrożność - ocenił Czech. Wciąż obowiązują wyznaczone strefy z ograniczeniami.
"Na razie mamy to pod kontrolą. Oczywiście nic nie można wyrokować, bo przeniesienie się wirusa, a w szczególności przeniesienie przez człowieka może być w każdej chwili. Ale na razie na terenie województwa mamy to pod kontrolą" - ocenił Czech.
W 2014 r. czasowo nie można było polować w Podlaskiem w związku z ASF na dziki, przez co zwierzęta te nadmiernie się rozmnożyły, niszcząc rolnikom głównie uprawy kukurydzy. Skutkuje to dużymi szkodami łowieckimi, a rolnicy uważają, że dostają za małe odszkodowania. Gdy już można było polować, myśliwi nie wykonywali planów łowieckich.
W najbliższy poniedziałek sprawą redukcji dzików ma się zająć sejmik województwa. Wciąż nie wiadomo jednak, jaki pomysł zostanie przedstawiony radnym. Początkowo minister rolnictwa Marek Sawicki mówił o całkowitym wybiciu dzików w Podlaskiem, który miał przedstawić Radzie Ministrów, potem doprecyzował jednak, że leży to w gestii samorządu województwa. Samorząd uznał po konsultacjach, że o depopulacji nie może być mowy, bo nie dość, że jest nierealna do przeprowadzenia, to nie wydaje się, by była skuteczna. Zaczęto więc mówić o dodatkowym - poza planami łowieckimi - ograniczeniu populacji dzika.
Zajmujący się tymi kwestiami wicemarszałek województwa podlaskiego Jerzy Leszczyński powiedział we wtorek, że nie wiadomo jak będzie wyglądał projekt uchwały ws. dzików, jaki trafi na sejmik. Wymaga on bowiem określenia konkretnych danych np. dotyczących liczby dzików, jaka miałaby być dodatkowo odstrzelona, skali kosztów, a nie wiadomo nawet ile jest dzików w regionie. Wyniki inwentaryzacji mają być znane w marcu.
Leszczyński nie chciał powiedzieć, jaka ma być skala odstrzału, czy ile to będzie kosztować. Trwają konsultacje z różnymi specjalistami i starania o pieniądze w ministerstwach. "Mamy wstępnie obietnicę, że środki na to będą" - powiedział wicemarszałek.
Leszczyński zaznaczył jednocześnie, że działania sejmiku nie rozwiążą problemu ASF, ani problemu dzików. Przypomniał, że odstrzał dzików prowadzą koła łowieckie czy Lasy Państwowe. "Działania sejmiku mogą być tylko dodatkowymi działaniami (...) Rewolucji my tutaj nie zrobimy, natomiast jest potrzeba dodatkowego działania" - dodał wicemarszałek.
Na konieczność maksymalnego ograniczenia populacji dzików wskazuje Podlaska Izba Rolnicza. Jej prezes Grzegorz Leszczyński powiedział, że rolnicy uważają, iż skoro dziki roznoszą ASF, to ich liczba musi być zredukowana. "Żeby nie stwarzały zagrożenia gospodarczego, dla zdrowia i życia zwierząt, ale też nie powodowały dużych strat ekonomicznych w gospodarstwach województwa podlaskiego" - podkreślił Leszczyński.
"Rząd musi te działania zintensyfikować: czy odstrzał dzików, czy wykup świń w strefie (z ograniczeniami w związku z ASF - PAP)" - mówił prezes izby rolniczej. Dodał, że świnie w strefie są badane pod kątem ASF, nikt ich kupować nie chce, a jeśli chce kupić, to daje zbyt niskie ceny, dlatego rolnicy chcą rekompensat lub dopłat do tej ceny. (PAP)