Afrykański pomór świń dotarł do Albanii
Albania jest 28. krajem w Europie, w którym odnotowano afrykański pomór świń, co oznacza, że wirus wystąpił we wszystkich krajach Europy Środkowo-Wschodniej (poza Kosowem, które ogłosiło niepodległość dopiero w 2008 roku i nie jest jeszcze uwzględniane w raportach Światowej Organizacji Zdrowia Zwierząt). Zarażone martwe dziki znaleziono w północno-wschodniej części Albanii, 15 km od granicy z Kosowem i 30 km od granicy z Macedonią Północną.
W Norwegii nie wykryto dotychczas żadnego ogniska afrykańskiego pomoru świń, ale władze chcą działać profilaktycznie i jesienią ubiegłego roku zdecydowały o odstrzale dzików na terenie całego kraju. Wszystko po tym, gdy w Szwecji jako pierwszym z krajów skandynawskich choroba pojawiała się u dzików, a tamtejsze władze do dziś nie wiedzą, jak wirus przedostał się do kraju. Podejrzewają, że źródłem infekcji było zlokalizowane w pobliżu wysypisko śmieci, na którym znalazła się zakażona wieprzowina. Wskazuje to, że istnieje ryzyko rozprzestrzenienia się choroby. Ostatecznie liczba zakażonych sztuk zamknęła się na 62 dzikach w ogrodzonej strefie o powierzchni około 100 km², a od końca września nie odnotowano żadnych nowych ognisk choroby. Do stycznia 2024 roku walka z ASF w Szwecji kosztowała w przeliczeniu na złotówki prawie 34 mln.
Norweski plan na redukcję pogłowia dzików
Populacja dzików w Szwecji jest najbardziej zagęszczona w południowo-wschodniej części kraju, lecz od kilku lat rozprzestrzenia się w kierunku północnym i zachodnim, w stronę granicy z Norwegią. Nie ma dokładnych danych, w jakim stopniu migracja tych zwierząt zwiększa liczbę dzików w Norwegii, ale zdaniem norweskich służb duża populacja szwedzka, licząca kilkaset tysięcy zwierząt, może wpłynąć negatywnie na populację norweską, liczącą maksymalnie kilka tysięcy sztuk (choć nie są znane dokładne dane). W Finlandii ich liczbę w 2021 roku oszacowano na około 3 tys. sztuk i należy się spodziewać, że w Norwegii może być podobnie.
W Norwegii polowanie na dziki jest dozwolone przez cały rok, z wyjątkiem loch z młodymi. Rozważane jest zezwolenie na taki odstrzał, jednak pod warunkiem że uda się zapobiec rozpierzchnięciu się młodych i pozostawieniu ich bez opieki i pożywienia, co nie byłoby zgodne z dobrostanem tych zwierząt. W planach działania dopuszcza się natomiast możliwość odłowu samic z potomstwem. Odławianie uważa się za rozsądne z punktu widzenia dobrostanu zwierząt – pod warunkiem przestrzegania przepisów. W przypadku stosowania pułapek do odłowu dzików wymagany jest nadzór co najmniej dwa razy dziennie: rano i wieczorem. Odławianie nie jest jednak właściwym środkiem kontroli populacji dzików, gdyż jest czaso- i pracochłonne. Pułapki są również drogie w zakupie, wymagane są dobry sprzęt monitorujący i przynęta. Dlatego norweskie służby polecają odławianie jedynie jako działania dodatkowe, uzupełniające polowanie.
W Norwegii postawiono natomiast na redukcję populacji dzików. W tym celu w listopadzie ub.r. zwiększono wynagrodzenie za polowanie na dziki i zgłaszanie martwych lub chorych sztuk. Nowe stawki to 3000 NOK (1129 zł) za odstrzelenie samca, 5000 NOK (1881 zł) za samicę oraz 4000 NOK (1505 zł) za zgłoszenie padłego dzika. Ponadto właściciele gruntów otrzymują 4000 NOK za każdego dzika znalezionego na ich posesji. Zróżnicowanie wynagrodzenia pomiędzy samicami i samcami ma na celu motywację do jak największego odstrzału loch, ponieważ to przyniesie najlepszy skutek w postaci ograniczenia rozmnażania się dzików.
Władze zaleciły też większe monitorowanie populacji dzików w celu uzyskania informacji o tym, gdzie znajdują się zwierzęta. Zlecono opracowanie cyfrowego rozwiązania do rejestrowania dzików. Norweska Agencja Środowiska bada rozmieszczenie zwierząt w oparciu o sieć kamer (jedna na 50 km2). Ma to dać wiedzę o przemieszczaniu się dzików na monitorowanym obszarze. Brakuje natomiast danych dotyczących zagęszczenia populacji. Inne działania to umożliwienie sprzedaży mięsa z zabitych dzików poprzez udzielenie wsparcia na tworzenie zakładów przetwórstwa dziczyzny.
Norwegia chce zbudować płot na granicy ze Szwecją
Norweski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności i Norweska Agencja Środowiska w obawie przed chorobą w poprawionym planie działania uwzględniły też budowę płotu na granicy ze Szwecją, aby powstrzymać przemieszczanie się dzików. Planowane ogrodzenie ma powstać na obszarach przygranicznych, na których jest dużo dzików po stronie szwedzkiej. Zdaniem władz idea ogrodzenia jest dobra, jednak jego realizacja nie będzie łatwa z uwagi na teren, jaki jest na granicy obu krajów, oraz fakt, że jest to najdłuższa granica państwowa na kontynencie europejskim. Jej długość wynosi ponad 1600 km.
Najprawdopodobniej nie da się jej całkowicie zablokować, ale Norweski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności uważa, że należy zbudować co najmniej ogrodzenie w miejscach najbardziej zagrożonych w rejonie Østfold (gminy Aremark i Halden). Norwegowie powołują się na doświadczenie Duńczyków, którzy postawili płot na granicy z Niemcami. Jednak tamto ogrodzenie ma długość tylko 67 km i kosztowało 70 mln DKK (ponad 40 mln zł). Roczne koszty jego utrzymania wynoszą 2 mln DKK (około 1,1 mln zł).
Ze względu na ryzyko potencjalnego rozprzestrzenienia się choroby i możliwość dostania się wirusa do gospodarstwa zalecono też, oprócz ograniczenia populacji dzików, kampanie informacyjne zwiększające bezpieczeństwo biologiczne w gospodarstwach trzody chlewnej. Rządowi zależy na podnoszeniu świadomości oraz wspieraniu wdrażania środków bioasekuracji. Zgodnie z przedstawionym planem działania przeciwko afrykańskiemu pomorowi świń producenci trzody chlewnej na wyznaczonych obszarach muszą posiadać ogrodzenie zabezpieczające przed dzikami.
Dominika Stancelewska