Po wystąpieniu licznych ognisk ASF w Wielkopolsce, hodowcy muszą się mierzyć z konsekwencjami bycia w strefie czerwonej
Zdawali sobie sprawę z zagrożenia ASF, ale przecież problem dotyczył innych regionów.
– Do tej pory byliśmy w strefie białej. W naszej okolicy nigdy nie znaleziono zakażonego dzika, nie było choroby w stadzie. Nagle dotykają nas konsekwencje wystąpienia ASF w gminie Kiszkowo, choć cały czas dbamy o bioasekurację i robimy wszystko, żeby nie dopuścić do wybuchu ogniska – tłumaczą gospodarze.
Tydzień przed naszą rozmową przy drodze z Gniezna do Zdziechowy znaleziono trzy martwe dziki, co natychmiast wywołało podejrzenia o zakażenie wirusem ASF, jednak wyniki badań laboratoryjnych tego nie potwierdziły. Pojawiły się natomiast spekulacje, że truchła zostały podrzucone, ponieważ na miejscu nie było śladów kolizji z samochodem. Nie wiadomo jednak, kto miałby to zrobić i w jakim celu. Ponadto Powiatowy Lekarz Weterynarii w Gnieźnie potwierdził, że dziki miały obrażenia, w tym zmiażdżone żebra, zniszczone płuca i liczne wylewy, wskazujące na śmierć w skutek wypadku komunikacyjnego. Co istotne, powiat gnieźnieński wciąż jest wolny od afrykańskiego pomoru u dzików, więc wirus nie występuje w środowisku naturalnym.
– Teraz najważniejsze, żeby opanować sytuację w gospodarstwach i nie dopuścić do zakażenia kolejnej chlewni. Nasze gospodarstwo znalazło się nie tylko w strefie czerwonej, ale także w tzw. obszarze zagrożonym po wystąpieniu ognisk w Ujeździe na początku lipca. Oznacza to zakaz przemieszczania świń przez 30 dni. W momencie wybuchu ogniska nasze świnie nie były jeszcze duże, więc zakładaliśmy, że jakoś przetrwamy ten czas do wydania decyzji o uwolnieniu sprzedaży. Kilka dni później zaczęły jednak wybuchać kolejne ogniska. Ostatnie wystąpiło 2 sierpnia, więc czas ograniczeń w sprzedaży liczy się od nowa. Co gorsza – nie od dnia stwierdzenia ogniska, lecz od wybicia całego stada i jego dezynfekcji, więc najwcześniej będziemy mogli sprzedać tuczniki dopiero około 10 września, a one już teraz osiągnęły wagę ubojową – mówi Remigiusz Bilski.
Rolnicy nie są wystarczająco informowani o panujących w strefach ASF obowiązkach
– Bijemy się z myślami, co zrobić. Czy wysłać tuczniki w niskiej cenie już teraz do specjalnego uboju? Poniesiemy straty, ale przynajmniej nie będziemy się już denerwować każdego dnia. Przeczekamy ten najgorszy okres i kiedy wszystko się uspokoi, dopiero wstawimy warchlaki. Nie wiadomo przecież, kiedy nas uwolnią ze strefy zagrożonej, i nie mamy gwarancji, że dostaniemy godziwą cenę za świnie, choć liczymy, że byłoby to około 140 zł więcej do każdej sztuki, niż gdybyśmy sprzedali je teraz – dodaje pani Beata.
Zakaz sprzedaży świń w strefie zagrożonej może być skrócony z 30 do 20 dni, ale pod warunkiem prowadzenia stałego monitoringu stad na tym terenie z systematycznym pobieraniem próbek krwi do badań, które będą potwierdzać, że wirus nie występuje. Gospodarze mówią jednak, że służby już informują, iż nie będą w stanie wykonać tak dużej pracy ze względu na zbyt małą liczbę pracowników i mnóstwo obowiązków w związku z ogniskami i ustanowieniem czerwonej strefy.
– Najbardziej niezrozumiałe jest to, że walczymy z afrykańskim pomorem świń od lutego 2014 roku, a kiedy wybucha ognisko na nowym obszarze, rolnicy nie są wystarczająco informowani, co ich czeka, jakie mają obowiązki, jakie będą procedury na poszczególnych etapach. Gdyby nie to, że sam od lat się tym interesuję, a teraz wydzwaniam, dopytuję, to mógłbym popełnić wiele błędów i ponieść później konsekwencje. Okazuje się, że o niektórych rzeczach obowiązujących w strefach nie miałem pojęcia. Nie mam pretensji do Inspektoratów Weterynarii, bo naprawdę są zawalone pracą i ledwo przerabiają dostarczane dokumenty i wnioski, ale brakuje jasno określonych procedur, które powinien znać każdy producent świń. Każdy powinien wiedzieć, jakie są wytyczne postępowania, jeśli znajdzie się na obszarze ASF – mówi Remigiusz Bilski.