– Jeśli zakład ubojowy będzie naszą własnością, możemy spokojnie podjąć modernizacje związane z produkcją, unowocześnianiem i spełnianiem wszelkich wymogów. Do tej pory zlecaliśmy „Salusowi” ubój tuczników, które skupujemy od rolników, a następnie mięso sprzedajemy naszym odbiorcom – podkreśla Tama.
Marzenia legły w gruzach
„Salus” miał być pierwszym w kraju zakładem mięsnym należącym do rolników. Pieniądze zainwestowało tu 27 grup producentów rolnych, w przeważającej większości z Wielkopolski.
Dzięki ich pieniądzom oraz zaciągniętemu kredytowi preferencyjnemu udało się zgromadzić potrzebne 16 mln zł. Od 2011 r. rolnicy mieli 75% udziałów w Zakładach w Golince. Inicjatorem tych działań był Andrzej Tułaza, założyciel kilku bardzo dobrze funkcjonujących grup producentów rolnych, który zawsze potrafił jednoczyć ludzi wokół siebie. Dzięki jego olbrzymiemu zaangażowaniu w sprawę udało się zmienić przepisy i uzyskać fundusze na wykup upadającej ubojni.
Początek zapowiadał się optymistycznie, jednak bardzo szybko okazało się, że potrzebne jest kolejne 7 mln zł na niezaksięgowane przez poprzednich właścicieli faktury. To nie ułatwiało i tak już trudnej sytuacji ubojni, która spłacała wierzycieli „Salusa”. Choć z pewnością poradziłaby sobie, gdyby nie fakt, że osoby zarządzające w tym czasie firmą wyprowadzały z niej pieniądze. Przez to zaczęło brakować funduszy na spłatę długów. Zakup firmy Folmas, która miała przetwarzać to, co ubije ZM „Salus”, ostatecznie pogrążył zakład. To tam trafiało mięso, za które nigdy nie zapłacono „Salusowi”. Pieniędzy nie udało się odzyskać i już się nie uda, gdyż spółka Folmas w połowie maja br. ogłosiła upadłość likwidacyjną.
Nowy rozdział
Spółka Bermont w żaden sposób nie jest obciążona długami ZM „Salus”. Dzięki ogłoszeniu upadłości likwidacyjnej w styczniu udało się uchronić zakład przed przejęciem przez jednego z głównych wierzycieli, jakim był Bank Pekao. W ten sposób ubojnia przez cały czas mogła normalnie funkcjonować. Syndyk masy upadłościowej będzie spłacał wierzycieli. Niestety, jak się okazuje, grupy producentów trzody chlewnej są w gorszej sytuacji niż rolnicy indywidualni, którzy odstawiali świnie do „Salusa”, gdyż są w ostatniej, czwartej kategorii wierzycieli i może się okazać, że dla nich już nie wystarczy pieniędzy. Rolnicy indywidualni znajdują się natomiast w drugiej grupie.
Obecnie w zakładzie w Golince ubijanych jest 14–15 tys. tuczników miesięcznie. Jak podkreśla Bernadeta Tama, w związku z problemami na rynku trzody chlewnej trudno jest niestety utrzymać 14-dniowy termin płatności za kupione od rolników świnie, co bardzo chcieliby zmienić właściciele Bermontu.
– Jest to spowodowane przede wszystkim sytuacją, jaka obecnie panuje na rynku trzody. Wstrzymanie eksportu wieprzowiny na rynki wschodnie spowodowało, że duże zakłady mięsne zostały z zapełnionymi magazynami. Chcąc sprzedać swój towar, znacząco obniżają ceny mięsa, a nam jest trudno z nimi konkurować. Nie stać nas na dokładanie do produkcji – twierdzi nasza rozmówczyni.
Jak przekonuje, w przyszłości chciałaby, aby zgodnie z pierwotnym założeniem Zakłady Mięsne znów były własnością rolników.
– Chcemy kontynuować ideę śp. Andrzeja Tułazy, pomysłodawcy i twórcy tego przedsięwzięcia. To był jego cel, aby zakład trafił w ręce indywidualnych rolników, i mam nadzieję, że uda nam się do tego doprowadzić po unormalizowaniu całej sytuacji – przekonuje Bernadeta Tama.
Dominika Stancelewska