Produkcja zwierzęca nie musi kojarzyć się tylko z obciążeniem dla środowiska
Wręcz przeciwnie – może być wykorzystana do wytwarzania zielonej energii. Coraz więcej rolników ma świadomość, jak ważny jest pozytywny wpływ na środowisko, stąd poszukiwanie rozwiązań, które z jednej strony przyniosą wymierne korzyści, a z drugiej ograniczą emisję gazów i wykorzystanie energii z węgla. Sposobem na ograniczenie w produkcji zwierzęcej emisji gazów do atmosfery jest przetworzenie obornika i gnojowicy w biogazowni. Niewykorzystane odpady można przerobić na ciepło oraz prąd i przyczynić się do rozwoju ekoenergii z wykorzystaniem odnawialnych źródeł.
Biogazownia to prosty sposób na zamknięcie cyklu w ramach gospodarstwa i wykorzystanie potencjału produkcji zwierzęcej. Zwłaszcza w niepewnych czasach chowu trzody chlewnej trzeba szukać innych źródeł dochodu, które wspomogą produkcję, a biogazownia rolnicza wydaje się idealnym uzupełnieniem, gdyż umożliwia wykorzystanie ciepła do ogrzewania budynków inwentarskich oraz sprzedaż energii elektrycznej do sieci.
- Karol Janas dzięki biogazowni oszczędza rocznie 650–700 ton miału węglowego, który potrzebny jest do ogrzewania szklarni z pomidorami
Chronimy środowisko
Zdaniem Karola Mazura z miejscowości Kolonia Osiek w powiecie wieruszowskim, 50 ha przeznaczonych pod uprawę kukurydzy oraz produkcja zwierzęca w liczbie kilku tysięcy sztuk trzody chlewnej rocznie są w stanie zapewnić funkcjonowanie biogazowni o mocy 250 kW. W przypadku chowu trzody chlewnej może okazać się to ważnym elementem dywersyfikacji dochodów, które są bardzo niestabilne w tej gałęzi produkcji.
– Są momenty, kiedy zarabiam 50–60 zł na tuczniku, ale wcześniej musiałem przez długi czas dokładać nawet 200 zł do sztuki. Potrzeba więc sporo czasu, aby odrobić straty, a nikt mi nie zagwarantuje, że zarobek będę miał wystarczająco długo. A co dopiero mówić o inwestycjach. Dlatego dla mnie biogazownia miała być szansą na dalsze utrzymywanie produkcji trzody chlewnej, aby było z czego dokładać do świń w momentach kryzysu. Niestety, plany pokrzyżowała planowana budowa szybkiej kolei, która ma przebiegać przez moje gospodarstwo – opowiada Karol Mazur.
Rolnik zainwestował w nowe chlewnie, w których jest 1300
miejsc do tuczu. Odnawialnymi źródłami energii interesuje się już od kilku lat. W 2021 roku na budynkach inwentarskich zamontował panele fotowoltaiczne. Instalacja o mocy 40 kW dostarcza prąd na potrzeby gospodarstwa. Rozpoczął też przygotowania do inwestycji w biogazownię. Miała to być instalacja o mocy 330 kW, która nie wymaga decyzji o oddziaływaniu na środowisko. Wstrzymał jednak wszelkie działania, bo nie wie, jak potoczą się jego losy. Po rozeznaniu tematu zachęca jednak innych rolników do zainteresowania się tego typu inwestycjami, które uważa za przyszłościowe.
- Do produkcji biogazu rolnik używa kiszonkę z kukurydzy oraz obornik od 300 sztuk bydła utrzymywanego w gospodarstwie, a także gnojowicę
- Biogazownia o mocy 499 kW dostarcza ciepła wykorzystywanego na potrzeby gospodarstwa oraz energii elektrycznej, która trafia do sprzedaży
– Składowany obornik jest źródłem emisji gazów. Podobnie jak gnojowica. Odgrywają one jednak bardzo ważną rolę w nawożeniu, dlatego należy poszukiwać rozwiązań do ich właściwego zagospodarowania. Od dawna wiadomo, że mogą być atrakcyjnym substratem do biogazowni. Tradycyjne składowanie obornika w pryzmach przez wiele miesięcy wskutek fermentacji prowadzi do dużych strat składników odżywczych. Nawozy naturalne wprowadzane do gleby bez przetworzenia są też gorzej wykorzystywane niż te po fermentacji. Ponadto mogą być bardzo wartościowym surowcem energetycznym – tłumaczy Karol Mazur.
Podobnie wypowiada się Karol Janas, u którego biogazownia została uruchomiona w kwietniu 2021 roku. Rolnik od 2010 roku utrzymuje bydło mięsne rasy charolaise. Zaczynał od 60 krów, obecnie ma ich 220, a łącznie około 300 sztuk bydła. Cały obornik uzyskany z produkcji zwierzęcej jest wykorzystywany w biogazowni składającej się z dwóch jednostek o mocy 249 kW, czyli łącznie 499 kW wytwarzających na dobę niecałe 12 MWh energii elektrycznej. Od 4 do 8% energii elektrycznej wykorzystywane jest na potrzeby własne, a reszta jest sprzedawana do sieci energetycznej.
– Przyznaję, że obawiałem się tej inwestycji, głównie ze względu na wysoki koszt, który wyniósł ponad 14,8 mln zł, ale, co istotne, otrzymałem prawie 50% dofinansowania. Zwrot inwestycji szacuję na 5 do 8 lat. Część uzyskanej energii cieplnej jest wykorzystywana do podgrzania zbiorników do fermentacji w procesie technologicznym przebiegającym w biogazowni, reszta trafia do pojemnika buforowego o pojemności 2 mln litrów wody, która służy do ogrzewania upraw szklarniowych. Dzięki temu spalamy rocznie o 650–700 ton mniej miału węglowego. To nie tylko korzyść finansowa, ale także ochrona środowiska. Średniorocznie pokrywamy 25–30% zapotrzebowania na ogrzanie dwóch szklarni, w których uprawiamy pomidory na powierzchni ponad 4 ha – opowiada Karol Janas.
Pozbywamy się nieprzyjemnego zapachu
– Ponad 80% ogrodników opóźniło w tym sezonie uprawy z powodu braku węgla do ogrzewania szklarni lub bardzo wysokich jego cen. Nie byliby w stanie sprzedać warzyw tak, aby pokryć koszty. Dziś ciepło jest w cenie bardziej niż kiedykolwiek dotychczas, a nas ratuje własne źródło ogrzewania. Podobnie mogliby postępować producenci trzody chlewnej, którzy muszą ogrzewać chlewnie, zwłaszcza przy utrzymaniu i odchowie prosiąt – uważa Karol Janas.
Biogazownie są najbardziej powiązane z produkcją zwierzęcą, gdyż pozwalają zagospodarować gnojowicę uzyskaną z chlewni czy obory, a następnie płyn pofermentacyjny jako bezpieczny, bardziej przyjazny dla środowiska, pełnowartościowy nawóz na pola, który nie stwarza takich uciążliwości zapachowych, jak wykorzystywany prosto z pryzmy czy ze zbiornika na gnojowicę. Pozwala też znacznie zmniejszyć zapotrzebowanie na nawozy mineralne.
– Mam pola blisko osiedli mieszkaniowych i teraz mogę spokojnie wywozić na nie nawóz w postaci pofermentu, ponieważ nie wydziela żadnego przykrego zapachu. Wiem, że nikt nie będzie się skarżył. Ponadto taki nawóz, dzięki hydrolizie do związków prostych, jest lepiej przyswajalny, gdyż mogą one być od razu wykorzystywane przez rośliny – twierdzi Karol Janas.
W ciągu doby zużywa w biogazowni 18–20 ton kiszonki z kukurydzy, 6–8 ton obornika i 10–12 m3 gnojowicy. Do tego dochodzą jeszcze resztki poprodukcyjne z uprawy pomidorów (liście, pędy, uszkodzone warzywa), w tym także od brata i ojca, którzy również posiadają szklarnie. Znaczna część substratów pochodzi więc z gospodarstwa Janasów, ale część stanowi też gnojowica przywożona od rolników z okolicy. Zdarzało mu się wykorzystywać również warzywa i owoce, które nie zostały sprzedane w jednej z sieci supermarketów. Jednak jego zdaniem musiałoby być to lepiej zorganizowane, gdyż często zdarza się, że takie produkty mają opakowania lub naklejki, których usuwanie strasznie utrudnia pracę.
Rolnik uprawia kukurydzę na własnych 120 ha, a łącznie z ojcem i braćmi przeznaczają pod tę roślinę 250 ha. Kiszonka trafia zarówno do żywienia bydła, jak i substrat do biogazowni, gdyż daje duży uzysk biogazu w porównaniu z gnojowicą (nawet 10-krotnie więcej z tony).
Ciepło dziś jak złoto
Najważniejsze przy inwestycji w biogazownię jest to, że w wyniku fermentacji substratów powstaje biogaz, z którego wytwarzane są energia elektryczna i cieplna. W przypadku budowy biogazowni na terenach wiejskich okoliczni mieszkańcy mogliby więc korzystać z wytwarzanego ciepła.
– W przypadku instalacji o mocy 500 kW można z pewnością ogrzać nawet kilkadziesiąt gospodarstw domowych. Myślę, że zarówno mieszkańcy, jak i urzędnicy podejmujący decyzje o dopuszczeniu do budowy takich obiektów nie mają wiedzy o korzyściach, jakie biogazownia może dać na danym terenie – uważa Karol Mazur.
- Karol Mazur rozpoczął przygotowywanie niezbędnej dokumentacji i pozwoleń na instalację o mocy 330 kW, jednak los jego gospodarstwa stanął pod znakiem zapytania
Takie działania mogą jednak przede wszystkim pomóc rolnikom zminimalizować koszty produkcji i osiągnąć wyższe zyski. Umowy z urzędem regulacji energii podpisuje się na 15 lat, co jest ważne przy staraniu się o kredyt w banku, gdyż mamy zapewnioną waloryzowaną każdego roku cenę energii i gwarantowany jej odbiór. Inwestycje w odnawialne źródła energii są kosztowne, ale można na nie uzyskać dofinansowanie z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, którego celem jest zwiększenie produkcji energii ze źródeł odnawialnych w sektorze rolnym. Obejmuje ono instalacje wytwarzania biogazu o mocy nie większej niż 1MW wraz z towarzyszącymi magazynami.
– Wcześniej skorzystanie z dofinansowania uniemożliwiało sprzedaż energii elektrycznej, która mogła być wykorzystywana tylko na potrzeby gospodarstwa. Przepisy jednak zostały zmienione i dziś jest dużo łatwiej, a banki chętniej udzielają kredytów na takie inwestycje, które przestały być postrzegane jako ryzykowne – przekonuje Karol Mazur.
- Rolnik uważa jednak, że inwestycje w biogazownie są konieczne, gdyż pozwalają na dywersyfikację dochodów przy niestabilnym rynku trzody chlewnej
Karol Janas sprzedaje rocznie do sieci 4100 MWh energii elektrycznej wytworzonej w biogazowni. Jest to ilość pozwalająca zapewnić prąd kilku okolicznym wioskom. Im więcej powstałoby takich biogazowni, tym bardziej poszczególne regiony mogłyby się uniezależnić na wypadek dużych awarii prądu. Widzimy, jak duże znaczenie miałby taki sposób zasilania, na przykładzie toczącej się wojny w Ukrainie.
Dominika Stancelewska
Zdjęcia: Dominika Stancelewska