Nasze owczarstwo zaczyna być zdominowane przez utrzymywanie ras owiec zaliczonych do tzw. zasobów genetycznych – mówi prof. dr hab. Roman Niżnikowski, kierownik Zakładu Hodowli Owiec i Kóz w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. – To działalność niezwykle potrzebna, ale z punktu widzenia produkcyjnego występuje tu pewnego rodzaju konflikt. Możemy chronić rasy, których liczebność nie przekracza 10 tys. samic. Pod ochroną mamy 15 ras. Czyli górny pułap to 150 tys. Stąd też moja koncepcja, aby wykorzystać owce nie do remontu, lecz do prac nad liniami syntetycznymi.
Krzyżówki pod chmurką
Efekty trwającego od kilku lat krzyżowania ras i ugruntowywania jego wyników można m.in. oglądać w Rolniczym Zakładzie Doświadczalnym w Werbkowicach. To tam, dzięki porozumieniu między SGGW w Warszawie
i IUNiG w Puławach, którego RZD jest częścią, rodzi się, dosłownie i w przenośni, nowa syntetyczna linia owiec. Specjalnie z myślą o południowo-wschodniej Polsce.
– Nastąpiło bezpośrednie skrzyżowanie maciorek rasy wrzosówka z mięsną rasą berrichon du cher – tłumaczy prof. Niżnikowski.
– Nasza koncepcja polega na tym, by udział genetyczny wynosił pół na pół. Chodzi o dostosowanie tej kombinacji do lokalnych warunków, czyli środowiska bardziej surowego. Kolejna sprawa to poprawa jakości mięsnej, dobra budowa ciała i przyzwoite tempo przyrostów. To już osiągnęliśmy. Inaczej kształtuje się ekonomika chowu, jeśli mamy odchowane jedno jagnię, a inaczej gdy dwa. W Werbkowicach uzyskaliśmy poziom 1,5 jagnięcia. Jestem bardzo zadowolony z tego wyniku. Wiadomo przecież, że plenność rośnie z wiekiem. Nasza linia ma plastyczne możliwości, żeby rozród trwał przez cały rok kalendarzowy.
Profesor przekonuje, że warunki do ponownego wprowadzenia owczarstwa, szczególnie w dolinie rzek Huczwy i Wieprza, są sprzyjające. – To, co dzieje się w Werbkowicach, przerosło moje oczekiwania. Zasobność paszowa jest na tyle dobra, że owce bardzo dobrze się rozwijają. Świetnie się czują pod gołym niebem, stanówki też odbywają się pod chmurką.
– Te owce nie potrzebują kosztownych, skomputeryzowanych inwestycji. Na zimę, z uwagi na młode, potrzebne jest zadaszenie. Rynek zmusza, żeby wykoty były całoroczne – dodaje Stanisław Majdański, rolnik, społecznik i były Senator RP, współpracujący z prof. Niżnikowskim w propagowaniu idei owczarstwa.
Czarny element
Od kilku dni ich koncepcja jest bogatsza o nowy element. W Werbkowicach od lutego trwają wykoty. Okazało się, że wśród młodych osobników linii wrober znalazły się owce czarne.
– To wrober roztoczański, w czarnym kolorze – cieszy się Stanisław Majdański. – Czarny kolor, o dobrym umięśnieniu, tego jeszcze nie było. Do tej pory taki kolor kojarzył się z kiepskim umięśnieniem, może poza owcą czarnogłówką.
Tym samym sprawdziły się przewidywania prof. Niżnikowskiego, co do możliwości pojawienia się takiej barwy. – Śledząc wykoty stwierdziliśmy, że możemy zrobić roztoczańską odmianę wrobera, która będzie się charakteryzowała innym umaszczeniem, ale będzie wykazywała pozostałe cechy charakterystyczne dla tej linii – zapewnia profesor.
Stanisław Majdański upatruje w tej koncepcji szansę na ożywienie zamierającej wsi roztoczańskiej. – Jest surowiec, czyli łąki, zarośnięte i niekoszone. Chcemy je zagospodarować. Ale żeby to się udało, tych owiec muszą być tysiące. Rozmawiamy z samorządowcami m.in. z Tyszowiec, Komarowa i Tomaszowa Lubelskiego. Chcą się zaangażować. Planujemy spotkanie z nimi i grupą wytypowanych przez nich rolników. Chodzi o takich, którzy już kiedyś owce mieli lub mieli ich rodzice czy dziadkowie. Tylko na terenie gminy Tyszowce było kiedyś 5 tys. owiec. Zamierzamy propagować tutaj linię roztoczańską. Ta idea ma wiele aspektów: chodzi o surowiec do jedzenia, żywe kosiarki, ale i aktywizację ludności i zapobieżenie degradacji krajobrazu.
Zrównoważone rolnictwo
Nasi rozmówcy przekonują, że organizowanie na Zamojszczyźnie stad owiec, to sposób na rozwinięcie strategii zrównoważonego rolnictwa oraz odwrócenie niekorzystnych tendencji socjologicznych i demograficznych na zamojskiej wsi. – Zamiast wyjeżdżać do Anglii i pracować na zmywaku, młody człowiek może spróbować związać swoją przyszłość z tymi terenami i z owczarstwem – mówi Stanisław Majdański.
Chcą przeprowadzić tę ideę metodą małych kroków. Namawiają hodowców, żeby zaczynali od 10–25 maciorek, tak by mogli najpierw prześledzić cykl produkcyjny. – W moim rodzinnym Typinie chcemy stworzyć Ośrodek Szkoleniowo-Wdrożeniowy nawiązujący do tradycji dawnych uniwersytetów ludowych.
Krzysztof JANISŁAWSKI