Afrykański pomór świń wciąż stanowi realne zagrożenie dla producentów trzody chlewnej w naszym kraju i w całej Europie. Wirus u nas występujący jest bardzo zjadliwy. Jak na razie wszystkie przypadki i ogniska ASF były wynikiem bezpośredniego kontaktu zwierząt niezakażonych z dzikami lub świniami zainfekowanymi wirusem. Krew i tkanki są głównym źródłem wirusa, który po przedostaniu się do gleby może przetrwać w niej wiele miesięcy. Jak tłumaczy prof. Zygmunt Pejsak z Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach, afrykański pomór świń szerzy się w obrębie stada i między stadami wolno.
– W dużych stadach zanim zakażą się wszystkie świnie mogą minąć miesiące. Objawy kliniczne występują nawet 4 tygodnie po zakażeniu. Pokazuje to przypadek wielkotowarowej fermy na Litwie, skąd sprowadzaliśmy warchlaki. Mieliśmy dużo szczęścia, że nie przywieźliśmy do kraju zakażonych sztuk, gdyż wirus był już obecny w niektórych obiektach tego gospodarstwa – podkreśla prof. Pejsak.
Najdalsze miejsce, gdzie dotychczas stwierdzono wirusa znajduje się niespełna 30 km od naszej wschodniej granicy. Przy wszystkich skutkach jakie powoduje pojawienie się wirusa ASF w naszym kraju, to (zdaniem specjalisty z Puław) sytuacja epidemiologiczna utrzymuje się na stabilnym poziomie. Po 12 miesiącach obejmuje jedynie dwa powiaty.
Zagrożenie zewnętrzne
– W każdym kraju, w którym wystąpiła ta choroba, dopiero radykalne działania i wybicie zwierząt pozwoliły całkowicie wyeliminować wirusa. Programy takie z reguły były przygotowywane przez premiera i rząd, bo potrzeba na to dużo sił i pieniędzy. Wówczas przynosiły efekty – mówi prof. Pejsak.
Niezależnie od wszystkiego eksperci podkreślają, że zaskakujące jest to, iż wirus nie przemieszcza się w głąb kraju i w sumie szerzy bardzo wolno. Na razie udaje się kontrolować sytuację.
Wirus jest obecny w krajach byłego Związku Radzieckiego, tuż za naszą wschodnią granicą. Zagrożenie stanowi import warchlaków z Litwy czy Łotwy. W tym drugim kraju stwierdzono już 66 ognisk i 83 przypadki afrykańskiego pomoru świń. Nie uda się wygrać walki z ASF, jeśli wszystkie kraje, których problem dotyczy, nie podejmą wspólnych działań. Konieczna jest współpraca z Białorusią, której władze wciąż zaprzeczaj jakoby wirus był u nich obecny. Należy podkreślić, że istnieje zależność pomiędzy zagęszczeniem dzików na danym obszarze, a liczbą przypadków ASF. Tam gdzie jest więcej dzików oczywiste jest, że afrykański pomór świń będzie się szerzył. Niestety, populacja dzików rośnie, to nie wróży dobrze.
– Problemem jest wciąż niska świadomość wśród rolników i nieprzestrzeganie zasad bioasekuracji chlewni – uważa specjalista.
Drugi groźny wirus
Zdaniem ekspertów, w najbliższym czasie należy się spodziewać, że dotrze do nas druga bardzo groźna choroba powodująca olbrzymie straty w produkcji świń – epidemiczna biegunka świń. Jest to choroba wirusowa dotycząca przede wszystkim prosiąt osesków, ale u tuczników i loch także występuje biegunka oraz utrata apetytu. Wraz z upływem czasu w tych grupach nasilenie objawów oraz straty ulegają wyraźnemu zmniejszeniu. Źródłem wirusa są zwierzęta chore siejące PEDV z kałem oraz bezobjawowi nosiciele.
– Choroba pojawia się 24 godziny po infekcji. Jest ściśle związana z przewodem pokarmowym. Obserwuje się lejącą się biegunkę i w zasadzie wszystkie zakażone oseski padają. Największe stężenie wirusa w jelitach stwierdza się po 36 godzinach. Po zakażeniu wirus dociera do jelita cienkiego, gdzie namnaża się intensywnie w enterocytach, prowadząc do zniszczenia kosmków jelitowych – wyjaśnia prof. Zygmunt Pejsak.
Wirusa po raz pierwszy stwierdzono w Belgii w 1992 roku. W Europie chorowało 20–90% prosiąt, padało do 30%. Jednak straty zanotowane w ubiegłym roku w Stanach Zjednoczonych były znacznie większe. W 2014 roku z powodu PED padło tam ponad 12 milionów prosiąt. W postaci klinicznej epidemiczną biegunkę świń stwierdzono we wszystkich stanach, w których prowadzi się produkcję trzody chlewnej. Prawdopodobnie wirus został zawleczony z Ameryki Południowej.
Jak podkreśla profesor, PEDV, który kiedyś występował w Europie, nie był tak zjadliwy, jak szczepy amerykańskie i straty nie były aż tak olbrzymie. Nie wiadomo czy ten, który teraz się pojawia na naszym kontynencie, uległ mutacji. Trudno więc oszacować, jakie będą konsekwencje jego obecności w stadach trzody chlewnej.
Zwalczanie PED
– Jako profilaktykę stosuje się w USA doustne podawanie lochom zmielonych jelit pobranych od padłych prosiąt. Ale dwie firmy opracowały i aktualnie rejestrują inaktywowane szczepionki przeciw PED. W niektórych stanach są one już wykorzystywane z dobrym efektem na podstawie specjalnego zezwolenia. Szczepionki produkowane lokalnie stosuje się też w Azji. Jest więc nadzieja, że zanim wirus pojawi się u nas, będziemy mieli skuteczne formy walki z nim – mówi Zygmunt Pejsak.
Najprawdopodobniej kliniczna postać PED występuje w pojedynczych stadach w Hiszpanii, Niemczech i Holandii. Potwierdzono laboratoryjnie występowanie ostrej postaci na Ukrainie. Natomiast od kilku lat kliniczne objawy tej jednostki chorobowej w ostrej postaci obserwuje się w Rosji. Choroba szerzy się bardzo szybko, więc tylko pełna ochrona stad może zmniejszyć ryzyko jej wniknięcia do chlewni.
Dominika Stancelewska