Ważna jest dobra organizacja i ochrona wspólnych interesów
– Kiedy próbowałem utworzyć pierwszą grupę producentów, to prawie dwa lata musiałem przekonywać do tego pomysłu rolników. Dziś jest trochę łatwiej. Widzą już oni korzyści wynikające ze wspólnej sprzedaży tego, co wytworzyli w gospodarstwie – mówi Koczorowski.
Doświadczenie zdobywał jako pracownik Wielkopolskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego. Choć sam nie zajmuje się produkcją trzody chlewnej, to dwie pierwsze grupy, jakie założył, skupiały właśnie producentów świń. Uważa, że w tej gałęzi produkcji rolniczej jest w Polsce wiele do zrobienia.
– Dziś już nie uzyskuje się tak dużych różnic cenowych przy sprzedaży tuczników. Ważniejsza jest dobra organizacja, bo rolnicy produkują coraz więcej i obrona wspólnych interesów – podkreśla Eugeniusz Koczorowski. – Wciąż sporo pracy jest do wykonania w sektorze wołowiny. Grupom udaje się uzyskać wyższe marże przy sprzedaży, jednak obawiamy się wprowadzenia zakazu uboju rytualnego, który może znów mocno zachwiać cenami.
Wciąż dużo pracy w sektorze produkcji wieprzowiny
Koczorowski uczestniczy w pracach zespołu działającego przy ministerstwie rolnictwa opracowującego strategię rozwoju rynku wołowiny. Uważa także, że należy pracować nad przekonaniem krajowych konsumentów do tego, że wieprzowina jest zdrowa i smaczna.
– Nie uda nam się to, jeśli najlepsze elementy będą eksportowane, a do nas przyjeżdża tańszy, ale wcale nie najlepszy surowiec z Zachodu. W ten sposób nie poprawimy rynku wieprzowiny i postrzegania tego mięsa – twierdzi Koczorowski.
Jego zdaniem, małe ubojnie często są lepszym i bardziej stabilnym partnerem niż duże zakłady mięsne, gdyż zależy im na utrzymaniu niewielkiej liczby związanych z nimi klientów, a co za tym idzie, na utrzymaniu dobrej jakości surowca. Chętniej więc kupują nasz polski żywiec i nie zależy im na wspomaganiu się tańszym zagranicznym.
Okazuje się też, że aby działać w grupie, wcale nie trzeba być związanym regionalnie. Działalność Eugeniusza Koczorowskiego skupia rolników z różnych części Wielkopolski, a nawet z ościennych województw. Nie zawsze znajdują oni chętnych do takiej współpracy w swoich okolicach. W przypadku produkcji zwierzęcej większość ubojni odbiera surowiec z najróżniejszych regionów, więc odległość nie stanowi problemu.
– Nasi członkowie chcą się przede wszystkim rozwijać, a my im to ułatwiamy. Wiemy, że największą bolączką krajowych stad jest brak prowadzenia dokładnej dokumentacji produkcji. Rolnicy nie znają często wyników i ponoszonych nakładów. Dlatego wdrażamy system komputerowy, który pomoże im w prosty sposób gromadzić te dane. Nam też będzie dzięki temu łatwiej organizować skup, gdyż będziemy mieli wgląd w to, ile zwierząt i w jakim wieku jest w danym stadzie. Łatwiej ustalać wówczas kontrakty i sprzedaż – wyjaśnia Koczorowski.
Za przykład podaje funkcjonowanie branży drobiarskiej, która podchodzi do produkcji biznesowo i patrzy na ekonomikę produkcji. Wszystko jest dokładnie policzone i tak skalkulowane, aby była opłacalność. W rodzinnych najczęściej gospodarstwach utrzymujących świnie wciąż brakuje takiego podejścia, opierają się one najczęściej na sentymentach i tradycji. Poza tym nie ma jednej organizacji, która dbałaby o dobro producentów trzody chlewnej i walczyła o interesy tego sektora. Dlatego tak łatwo wejść na nasz rynek zagranicznemu kapitałowi.
Zdaniem Koczorowskiego w kontroli produkcji bardzo pomogłyby rolnikom wagi i sprawdzanie tego, co wjeżdża do gospodarstwa i z niego wyjeżdża. To oczywiście koszt dla gospodarstwa, dlatego powinni starać się o możliwość pozyskania dofinansowania na przykład z funduszy sołeckich na wspólną wagę na wsi, z której mogliby korzystać. Oczywiście pod warunkiem zapewnienia bioasekuracji.
W ramach grup trzodowych roczna sprzedaż wynosi pomiędzy 60 a 70 tys. świń. Ale jak twierdzi nasz rozmówca, nie oznacza to, że duże zakłady będą same zabiegały o surowiec. Wciąż trzeba się starać.
– Małe ubojnie bardzo chętnie współpracują i widzą w nas potencjał – podkreśla Koczorowski. – Oby tylko nie okazało się, że za chwilę z powodu afrykańskiego pomoru świń cała krajowa produkcja trzody chlewnej padnie, podobnie jak wiele lat temu w Hiszpanii. Gospodarstwa, które poczyniły inwestycje, nie poradzą sobie ze spłatą kredytów, jeśli każe im się zamknąć chlewnie. Z pewnością uda się potem odbudować produkcję, ale tylko duże zagraniczne koncerny będzie na to stać. Zniszczone zostaną małe gospodarstwa, a powstaną co najwyżej wielkie fermy – kwituje obecną sytuację Eugeniusz Koczorowski.
W ramach grup zbożowych w najbliższej przyszłości planowane jest pozyskanie dofinansowania na budowę magazynów do przechowywania ziarna. Jest to poważna i kosztowna inwestycja, ale bardzo potrzebna członkom grup. ds