– O opłacalności decyduje rynek, a u nas w kraju nadal nie ma dobrej ceny i chętnych na highlandy Myślałem, że będą miały wzięcie do gospodarstw agroturystycznych, ale wygląda na to, iż ten kierunek się nasycił. Z kolei nie jest to rasa atrakcyjna dla przemysłu mięsnego, gdyż tusze są małe, a rogi duże. Co innego salers, tu rama jest pokaźnych rozmiarów, przy stosunkowo dobrym umięśnieniu oraz nadal małych wymaganiach żywieniowych. Ta rasa wydaje się być optymalną do warunków mojego gospodarstwa i preferencji krajowego rynku żywca wołowego – oznajmił Mirosław Kucharski.
Odporne na zimno
Obie rasy, jak przyznał gospodarz, są niesamowicie odporne na surowe warunki bytowe. Nie potrzebują żadnych budynków, nawet zimą. Cały rok chodzą po pastwiskach, gdzie kwatery rolnik pogrodził pastuchem elektrycznym. Od wiosny do jesieni pobierają zielonkę, zimą karmione są sianem, przy którego spasaniu pobierają duże ilości wody, wszak siano ma znaczny udział suchej masy, a także włókna. Pastwiska mają stały dostęp do wody dzięki stawowi oraz przepływającej rzece. Hodowca codziennie poi zwierzęta oraz dowozi suche, bardzo dobrej jakości siano.
– Zależało mi na rasach bezproblemowych, a więc zdrowych i odpornych oraz nie potrzebujących pasz treściwych, a jedynie objętościowe i obie rasy spełniają te warunki. Jednak z highlandów chyba zrezygnuję ze względów ekonomicznych. Będę zwiększał pogłowie jednej rasy, jaką są salersy. Utrzymywanie dwóch ras ma swoje wady, a mianowicie trzeba utrzymać dwa buhaje kryjące, ponadto stada nie mogą znajdować się w pobliżu, bo źle to wpływa na zachowania zwierząt, zwłaszcza byków, dlatego zawsze kwatery przez nie zajmowane są od siebie oddalone o co najmniej 400–500 m – powiedział Mirosław Kucharski dodając, że obie rasy są odporne na niskie temperatury, a bardziej doskwierają im upały, podczas których chętnie się chronią w cieniu śródpolnych zadrzewień.
Fot. Andrzej Rutkowski
Fot. Andrzej Rutkowski
- – Szkoda, że highlandy nie są jeszcze doceniane u nas w kraju, wszak dają bardzo dobre mięso, ponadto to piękne i urokliwe bydło, jedyne w swoim rodzaju, o imponujących rogach, długiej sierści i różnym umaszczeniu – oznajmił Mirosław Kucharski
Rolnośrodowiskowe lepiej płacą
Mając tylko łąki i pastwiska rolnik postanowił użytkować je zgodnie z zasadami rolnictwa ekologicznego, za co przysługuje dodatkowa dopłata ok. 700 zł do ha. Jednak kolejne 8 ha użytków zielonych, jakie dokupił po dwóch latach od sąsiada, nie mógł już objąć pakietem ekologicznym, zatem zdecydował się w tym przypadku na pakiet rolnośrodowiskowy, co było korzystne dla rolnika.
– Obecnie użytkowanie łąk i pastwisk w pakiecie rolnośrodowiskowym opłaca się znacznie lepiej niż w ekologii, gdyż w tym pierwszym przypadku przysługuje dwa razy większa dopłata do ha wynosząca ok. 1400 zł – wyjaśnił Mirosław Kucharski.
Wycielenia przypadają na wiosnę. Hodowca sprzedaje raczej odsadki, jeśli chodzi o buhaje, a jałówki zostają na rozbudowę stada.
Mobilne ubojnie – to ma sens
Pomimo że Mirosław Kucharski posiada samochód przystosowany do przewozu bydła, to kupując i transportując byka w rasie salers napotkał pewne kłopoty, przed którymi chciałby przestrzec innych rolników.
– Wioząc zakupionego buhaja aż zza Szczecina, zatrzymano mnie na rutynową kontrolę drogową. Okazało się, że trzeba mieć wyrobione uprawnienia na przewóz zwierząt przy odległości powyżej 100 km, a który rolnik je ma, pewnie żaden. Sprawa otarła się o powiatowego lekarza weterynarii, a byk był rozładowany w schronisku dla zwierząt – wspominał rolnik.
Inny problem, jaki hodowca widzi, to brak możliwości uboju gospodarskiego własnych zwierząt.
– Chowam zwierzęta dające bardzo dobrej jakości mięso, o czym decyduje wolny wybieg, własne ekologiczne pasze oraz mięsny i ekstensywny charakter utrzymywanych ras, a nawet nie mogę posmakować tej wołowiny. To paranoja, sam nie mogę ubić, w ubojni byłem i usługowo też nie chcą, bo to dla nich problem. Dobrym rozwiązaniem byłoby stworzenie podstaw prawnych do działania tzw. obwoźnych, inaczej mówiąc, mobilnych ubojni urządzonych na odpowiedniej wielkości samochodach ze spełnieniem wszystkich wymogów sanitarnych. Wiem, że coś takiego funkcjonuje w niektórych krajach Europy Zachodniej i jest na to duży popyt wśród hodowców, zapewniam, że u nas też byliby chętni – zakończył Mirosław Kucharski.
Andrzej Rutkowski
(Fot. główna: Unsplash)