Pandemia ASF
Afrykański pomór świń występuje w naszym kraju w 5 województwach i ponad 80 powiatach. Rok 2018 był rekordowy pod względem liczby przypadków u dzików. Nic nie wskazuje na to, że w bieżącym roku będzie lepiej, gdyż stwierdzono ich już 634. Czy uda się uniknąć lawiny ognisk w stadach trzody chlewnej, pokażą miesiące letnie, kiedy to wirus najczęściej pojawia się w gospodarstwach. Musimy wszyscy współpracować, aby nie wpuścić ASF do gospodarstw – podkreślali zgodnie specjaliści podczas szkolenia dla producentów świń zorganizowanego w Grodzisku Wielkopolskim przez firmę Agri Plus. Tematem przewodnim była bioasekuracja i ochrona stad trzody chlewnej przed afrykańskim pomorem świń. Wzięli w nim udział także członkowie powiatowego zespołu zarządzania kryzysowego.
– W ciągu 10 lat ASF, który pojawił się początkowo w Rosji, a później także w krajach Europy Centralnej, przekształcił się w pandemię. Występowanie wirusa w Rosji, prawdopodobnie na Białorusi, a zwłaszcza na Ukrainie jest dla nas poważnym problemem, gdyż w krajach tych nie wypłaca się odszkodowań za wybite stada. Rolnicy nie zgłaszają więc wybuchu choroby, tylko sprzedają zwierzęta lub je ubijają. Przywożone stamtąd przez pracowników z Ukrainy zakażone produkty stanowią olbrzymie niebezpieczeństwo, zwłaszcza jeżeli ich resztki zostaną pozostawione na parkingach przy lasach, gdyż łatwo mogą zostać zjedzone przez dziki. Wówczas choroba może pojawić się w najodleglejszych regionach Polski – tłumaczył prof. Zygmunt Pejsak z Międzyuczelnianego Centrum Weterynaryjnego Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie.
- – Codzienne przestrzeganie podstawowych zasad bioasekuracji nie jest tak drogie, jak powszechnie się uważa – podkreśla prof. Zygmunt Pejsak
Walka na wschodzie kraju
Wirus ASF jest bardzo odporny na działanie czynników środowiskowych i dezynfekcyjnych, dlatego jedynie bioasekuracja może ochronić stada świń przed jego wniknięciem. Lekarz weterynarii Paweł Boroń, dyrektor regionalny na Polskę południowo-wschodnią i centralną Agri Plus, także podkreślał, że bioasekuracja to najważniejsza broń w walce z afrykańskim pomorem świń. Pracuje on na terenie, który w 98% jest objęty strefami ASF. Ze 109 ognisk, które wystąpiły w 2018 roku, aż 95 było na jego terenie.
– Od 1 października 2016 roku do lutego 2019 roku w strefie niebieskiej zostało ubitych 332 847 świń. Wszystkie w zakładach zewnętrznych, a nie tych należących do naszej grupy, co wygenerowało stratę rzędu 16,5 mln zł – wyliczał Paweł Boroń.
W strefie żółtej firma Agri Plus ma 58 ferm, w których jest ponad 59 tys. miejsc tuczowych. W strefie czerwonej zlokalizowanych jest 89 gospodarstw z 87 tys. stanowisk, a w niebieskiej 44 gospodarstwa z prawie 75 tys. miejsc do tuczu.
– W strefie żółtej sprzedaż zwierząt odbywa się w miarę normalnie. Można sprzedawać tuczniki partiami, zależnie od uzyskanej przez nie masy ciała. W strefie czerwonej w gospodarstwach z nami współpracującymi sprzedaż do Zakładu Mięsnego Animex odbywa się w ciągu jednego dnia, na zasadzie „pełne – puste”. Czyli na przykład ponad 2 tys. tuczników wyjeżdża z fermy w ciągu 24 godzin. Wynika to z tego, że zakład chce się zabezpieczyć przed ewentualnym ryzykiem wystąpienia ogniska w gospodarstwie, z którego odbierane są świnie, i związanymi z tym konsekwencjami, a więc ewentualną konfiskatą partii mięsa, które trafiło w tym czasie do zakładu, wstrzymaniem eksportu i tak dalej – mówił Paweł Boroń.
- Najczęstsze drogi wprowadzania wirusa ASF do stada:
*świnie nabyte z niewiadomego źródła pochodzenia,
*zlewki,
*mięso skłusowanych dzików,
*pośredni (bezpośredni) kontakt z ogniskami,
*zanieczyszczona wirusem słoma, zielonka (utrzymywanie w jednym *pomieszczeniu świń i krów),
*kontakt pośredni lub bezpośredni z dzikami,
*udział w polowaniach, pojazdy,
*czynnik ludzki.
Trudna sprzedaż w strefach
Załadunek dużej liczby świń w krótkim czasie nie jest oczywiście łatwy dla rolnika. Ale najgorzej jest w strefie niebieskiej. Tuczniki mogą być sprzedane tylko do wyznaczonych zakładów ubojowych, które płacą za nie żenująco niskie ceny. Zdarzyło się nawet w ubiegłym roku, że wyniosła ona zaledwie 2 zł za kg wbc! Prawda jest taka, że zakłady ubijające świnie ze strefy nie są tak naprawdę zainteresowane ich zakupem, bo to jest dla nich kłopot.
– W przypadku naszych ferm jest jeszcze taki problem, że ubojnia nie jest w stanie odebrać w ciągu jednego dnia 2,5 tys. świń, tylko robi to etapami po 200–300 tuczników. Najbardziej dotkliwy jednak dla rolników jest zakaz przemieszczania zwierząt w przypadku stwierdzenia ogniska afrykańskiego pomoru świń w okolicy. Rzadko kończy się na jednym ognisku, więc po wystąpieniu kolejnych początkowe 40 dni zakazu sprzedaży wydłuża się o kolejne – mówił Paweł Boroń.
Jak podkreślał, widok ściśniętych zwierząt bez spełnionych warunków dobrostanu, które powinny wyjechać do rzeźni dwa miesiące wcześniej, pozostaje na zawsze w pamięci. Z jednego z gospodarstw wyjechały świnie, które średnio ważyły 196 kg, a rekordzistka miała 242 kg. To olbrzymie straty na uzyskanej cenie za żywiec i kosztach zużytej paszy. Nawet jeśli ognisko choroby zostanie zlikwidowane, nie jest to koniec kłopotów rolnika, bowiem realnie przez 6 miesięcy nie może jeszcze prowadzić produkcji. A z czegoś trzeba żyć, spłacać kredyty. Niestety, takie problemy dotykają regionów, w których pojawił się wirus ASF, ale tak też może być w Wielkopolsce.
- – Dążymy do zagęszczenia 1 dzik na tysiąc hektarów, a odstrzał jest planowany na podstawie inwentaryzacji oraz lat poprzednich – twierdzi Bartosz Roesler
Zdaniem Pawła Boronia najgorsze w tym wszystkim jest to, że ogniska najczęściej pojawiają się w stadach z kilkoma świniami, które zbytnio tego nie odczują, a dotkliwą cenę za to płacą duże gospodarstwa trzodowe. Dlatego tak ważne jest wzajemne pilnowanie się. Nie chodzi tu o donoszenie na sąsiadów, ale działanie w dobrze pojętym własnym interesie. Bo jeśli ktoś nie przestrzega zasad bioasekuracji, stanowi olbrzymie zagrożenie dla wszystkich dokoła.
– W Hiszpanii, która zmagała się z afrykańskim pomorem świń ponad 30 lat, udało się go zwalczyć dopiero, kiedy rolnicy zawiązali specjalne komitety i zaczęli się wzajemnie pilnować i kontrolować. Wystarczyło 5 lat, żeby uwolnić kraj od choroby – twierdził prof. Zygmunt Pejsak.
Wraca jak bumerang
Paweł Boroń zwracał uwagę, że bardzo ważna jest zgodność zgłoszeń do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, gdyż może to zdecydować o wypłacie odszkodowań za wybite stado. Apelował do rolników, by nie czekali, tylko grodzili swoje chlewnie, bo kiedy wirus pojawi się w okolicy, będzie za późno. Jeżeli rolnik zrobi wszystko, aby jego gospodarstwo było bezpieczne, istnieje mniejsze prawdopodobieństwo przeniknięcia wirusa, a bioasekuracja to najważniejsza rzecz w walce z afrykańskim pomorem świń.
Jak twierdzi prof. Zygmunt Pejsak, Inspekcja Weterynaryjna już 6-krotnie zwalczyła epizootię ASF w populacji świń w naszym kraju, po czym choroba ponownie wybuchała. Zdarzało się, że nie było ognisk nawet przez 9 miesięcy – od września 2016 do czerwca 2017 roku. Jednak przychodził okres letni i przez 4 miesiące pojawiało się aż 80 ognisk, niektóre oddalone od siebie nawet o 180 km. Chociaż zdarzały się też w okresie zimowym, jak 4 ogniska od stycznia do lutego ubiegłego roku. Następna fala rozpoczęła się jednak znowu w ciepłym okresie, bo od 17 maja (109. ognisko), a do końca stycznia bieżącego roku zakończyła się liczbą 214 ognisk.
Wciąż zbyt mały odstrzał
Jak przekonywał Bartosz Roesler z Nadleśnictwa Grodzisk Wielkopolski, które gospodaruje na około 22 tys. ha lasów, a zasięg terytorialny to ponad 72 tys. ha, obejmujący trzy powiaty, obecnie bardzo duży nacisk jest kładziony na redukcję dzików w wieloletnich planach łowieckich. W regionie poznańskim w 2017 roku liczebność została zmniejszona o ponad połowę z 8401 do 3535 sztuk. W Nadleśnictwie Grodzisk szacowany stan wyjściowy w 2017 roku wynosił 1030 dzików, a docelowy 390.
– Dążymy do zagęszczenia wynoszącego 1 dzik na tysiąc hektarów, czyli 0,1 sztuki na kilometr kwadratowy. Zadanie Lasów Państwowych polega na bezpośrednim nadzorowaniu gospodarki łowieckiej. Koła łowieckie są zobowiązane do przeprowadzania corocznej inwentaryzacji zwierzyny. W 2016 roku miała miejsce inwentaryzacja dzików na szeroką skalę, a planowane działania są podejmowane na podstawie lat poprzednich – wyjaśniał Bartosz Roesler.
Zdaniem prof. Zygmunta Pejsaka koła łowieckie zakładają zbyt mały roczny przyrost dzików i stąd może wynikać problem ze zbyt dużym zagęszczeniem tych zwierząt. Jak podkreślał Bartosz Roesler, problemem jest wykonywanie planów przez koła łowieckie tylko w minimalnej liczbie. Brak jest również skutecznego narzędzia pozwalającego na regulację pozyskania w przypadku okresowej migracji zwierzyny. Nie należy też ukrywać, że niska cena pozyskanych tusz powoduje, że myśliwi często prowadzą odstrzał tylko na własne potrzeby. Dlatego w ramach walki z afrykańskim pomorem świń oprócz realizacji planowanych odstrzałów wprowadzono także tzw. odstrzał sanitarny.
- Współpraca pomiędzy służbami a rolnikami oraz wzajemne pilnowanie się sąsiadów mogą uchronić przed kolejnymi ogniskami ASF
– W 2017 roku, kiedy dzików rzeczywiście było dużo, zarządzono dodatkowo odstrzał sanitarny na terenie obwodów łowieckich znajdujących w pasie do 35 km od autostrady A2. W nadleśnictwie Grodzisk, w którym jest 15 obwodów, zaplanowano odstrzał 311 sztuk i wykonano go w 100% – mówił Bartosz Roesler. – Zgodnie z nowym rozporządzeniem Wojewody Wielkopolskiego obecnie odstrzał sanitarny to 2 sztuki na obwód, czyli łącznie 30 dzików, co stanowi 10% planu roku poprzedniego.
Jedyny sposób to bioasekuracja
Afrykański pomór świń wystąpi tylko wtedy, gdy zostaną złamane zasady bioasekuracji i w konsekwencji czynnik etiologiczny choroby zostanie wprowadzony do stada. Wirus ASF jest bardzo odporny na działanie czynników środowiskowych i dezynfekcyjnych, dlatego jedynie bioasekuracja może ochronić stada świń przed jego wniknięciem. Ponadto nawet najlepszy dezynfektant okaże się nieskuteczny, jeżeli zostanie zastosowany w sposób niewłaściwy! Skuteczne programy dezynfekcyjne wymagają trenowania, aby stały się nawykiem, gdyż są częścią bioasekuracji.
– Codzienne przestrzeganie podstawowych zasad bioasekuracji nie jest tak drogie, jak powszechnie się uważa. ASF nie szerzy się drogą aerogenną, czyli przez powietrze. Wystarczy zamontować siatki w oknach, które zabezpieczą przed przedostaniem się ptaków do środka. Pamiętajmy, że mechanicznym wektorem w szerzeniu się afrykańskiego pomoru świń mogą być na przykład kruki czy wrony – przekonywał prof. Zygmunt Pejsak.
Należy zadbać, by nie było wokół fermy schronień dla szczurów. A przede wszystkim – by żadni nieproszeni goście nie znaleźli się na terenie gospodarstwa, a przed tym chroni właściwe ogrodzenie chlewni, które zabezpieczy przed dzikimi zwierzętami. Choć równie dużym zagrożeniem mogą być kierowcy ciężarówek. Powinien obowiązywać zakaz wjazdu środków transportu (na przykład odbierających tuczniki czy padłe świnie do zakładu utylizacyjnego) na teren gospodarstwa.
- Zdaniem Pawła Boronia, najgorsze jest to, że ogniska najczęściej pojawiają się w gospodarstwach z kilkoma świniami, a cenę za to płacą duże fermy
– Wiele ognisk ASF było konsekwencją wprowadzenia do stada świń (bezobjawowych nosicieli), pochodzących z niewiadomych źródeł. Dlatego prosiąt czy warchlaków nie można kupować okazyjnie. Rolników nie powinna kusić niska cena, a raczej muszą zastanowić się, dlaczego ktoś sprzedaje tak tanio – podkreślał wykładowca.
Zwracał też uwagę na czynnik ryzyka, jakim jest pasza lub jej komponenty pochodzące z nieznanych źródeł. Przedstawił dane amerykańskich badań, z których wynikało, że 2% próbek pasz pobranych w Chinach było zanieczyszczonych wirusem ASF. Dwie próbki (spośród 250 zbadanych) zbóż importowanych przez Australię również zawierały DNA wirusa afrykańskiego pomoru świń.
Dominika Stancelewska