Stanisław Chwedczuk wraz z żoną Haliną i synem Radosławem prowadzi gospodarstwo o powierzchni około 100 ha. Jego specjalizacją jest produkcja tuczników. Rocznie gospodarze sprzedają 2200–2800 sztuk. Ich świnie nie zostały wybite podczas likwidacji stad w strefie zapowietrzonej, jednak Stanisław Chwedczuk uważa, że pozostawienie zwierząt ma też niekorzystne skutki.
Rolnik zdecydował się na wstawienie warchlaków, między innymi żeby pozbyć się nadmiaru zboża.
– Uprawiamy 30 ha pszenżyta, 10 ha kukurydzy, 10 ha pszenicy, 20 ha jęczmienia, 8 ha grochu, 5 ha rzepaku, a na pozostałej powierzchni wysiewamy owies. Zboże w tym roku plonowało dosyć dobrze i chcieliśmy wstawić partię warchlaków, żeby skarmić jak najwięcej ziarna. Z ubiegłorocznymi zapasami mamy w sumie 500 ton zboża. Silos o pojemności 200 ton jest cały zapakowany ziarnem i obawiałem się, że do wiosny nie przetrzymam go bez strat – wyjaśnia rolnik.
Gospodarz twierdzi, że rolnicy, którzy sprzedają przerośnięte tuczniki, tracą sporo pieniędzy. Jego znajomy sprzedał dwa TIR-y tuczników, a ponieważ były przerośnięte, stracił na tym 50 tys. zł.
– Przecież to nie nasza wina, że świnie stoją od 2 do 4 tygodni dłużej, niż powinny. Hodowcy mówią, że dostają za kilogram żywca około 1,3 zł mniej, niż wynosi aktualna cena rynkowa. Obiecano nam, że będzie to cena rynkowa, a wcale tak nie jest – dodaje Stanisław Chwedczuk.
Józef Nuckowski