StoryEditorWiadomości rolnicze

Konie nie tylko zimnokrwiste ocalone z transportu

12.06.2014., 12:06h
Romuald Stefanowicz z miejscowości Łobaczew Mały jest hodowcą koni zimnokrwistych. Na pierwszy rzut oka jego stado koni nie różni się od innych. Jednak uderzająca jest historia pochodzenia tych zwierząt.

– Prawie całe stado matek zimnokrwistych pochodzi od jednej klaczy o imieniu Nieufna. Była to dereszowatej maści krzyżówka konika polskiego z końmi pogrubionymi. Nieufna została zakupiona przez mojego ojca w 1982 roku na istniejącym jeszcze wówczas skupie koni w Terespolu. Miała się już znaleźć w samochodzie do rzeźni, a dała podwalinę naszej obecnej hodowli. Nieufna swoją ostatnią córkę urodziła w wieku 28 lat. Tę córkę mam do dzisiaj i ma ona teraz 17 lat – mówi Romuald Stefanowicz.

 

Uratowana przed ponad 30 laty Nieufna nie jest jedyną klaczą, której żywot miał już dobiec końca, a której pan Romuald podarował drugie życie.

 

– W tej chwili także mam u siebie dwie klacze, których miało już nie być. Obie są maści srokatej. Pierwszą z nich jest małopolska klacz o imieniu Premiera, którą kupiłem cztery lata temu. Miała wówczas dwa lata i była już skierowana na ubój. Teraz jest to dorosła, piękna i wysoka klacz. W tym roku udało mi się uzyskać od niej źrebaka. Szkoda żeby klacze w młodym wieku przeznaczać na rzeź. Jak tylko jest okazja, to odkupuję takie sztuki. Również wyhodowane przez siebie klaczki sprzedaję tylko do hodowli. Mają one rodowody w księgach głównych i szkoda byłoby sprzedać je na mięso. Obecnie mam jeszcze do sprzedania 5 klaczek – mówi Romuald Stefanowicz.

 

Niedawno stado zasiliła druga klacz. Jest ona również maści srokatej. Handlarze, którzy mieli dostarczyć ją do rzeźni, stwierdzili, że jeszcze mogłaby żyć, a pan Romuald być może ulituje się nad nią. Faktycznie, nasz rozmówca zapłacił za tę klacz tyle, ile zapłaciłaby rzeźnia, i powiększyła ona jego stado. Zwierzę to jest na razie w bardzo złej kondycji, ale gospodarz twierdzi, że niedługo będzie wyglądała jak normalny koń.

 

Sezon pod znakiem zapytania

 

Sezon pastwiskowy w tym gospodarstwie zaczyna się zwykle na początku maja i konie wypasane są najczęściej do końca października. Niestety, w tym roku w kwestii wypasu aura pokrzyżowała gospodarzowi szyki.

 

– Pod koniec kwietnia mieliśmy tutaj powódź. Oprócz zalanych pól i pastwisk zalana była również droga dojazdowa do gospodarstwa. Woda podchodziła już prawie do budynków. Ponadto po kwietniowej powodzi mieliśmy jeszcze intensywne opady deszczu na przełomie maja i czerwca. Dlatego konie na pastwisko wyszły około 2 miesiące później niż zwykle, bo dopiero na początku lipca. Dłuższy pobyt w stajni spowodował większe zużycie owsa. Kupiłem już 2 tony tego zboża i niewiele go zostało. To niestety nie jest koniec moich problemów. Posiałem 6 ha owsa i plantacja ta jest koszona kosiarką rotacyjną. Zboże było zbyt długo zalane wodą i rośliny w większości wyginęły – mówi rolnik.

 

Oprócz owsa w kiepskiej kondycji jest także jęczmień jary, którego właściciel posiał 4 ha.

 

– Mam także 1 ha kukurydzy na ziarno i jeszcze do końca czerwca liczyłem, że plantacja ta się odrodzi. Niestety, nie było po co dalej trzymać tej kukurydzy na polu. Zasiałem ziarno ponownie, żeby pole nie stało puste. Przynajmniej zbiorę ją na zielonkę. Oziminy też nie wyglądają najlepiej. Z 1 ha jęczmienia ozimego została tylko połowa na wyżej położonych miejscach na polu – załamuje ręce pan Romuald.

 

Po tej wiosennej powodzi wszystko już wracało do normy, ale czerwcowe deszcze na nowo utrudniły rozwój roślin. Przez 2 tygodnie lało niemal codziennie i woda nie wsiąkała już w glebę. Dlatego rośliny po prostu stały w wodzie. Utrata części plonów i niepewne perspektywy na zbiór paszy dla koni postawiły pod znakiem zapytania cały sezon rozrodczy w tym gospodarstwie.

 

– Nie kryłem w tym roku jeszcze żadnej klaczy. Myślałem, że nie nazbieram odpowiedniej ilości siana. Same klacze to jeszcze można jakoś utrzymać, ale ze źrebakami byłoby już znacznie trudniej. Jednak udało się zebrać już ponad 300 balotów siana i uważam, że jakoś dam sobie radę. Dla jednego konia potrzebuję 25 bel siana. W sumie 500 balotów wystarczyłoby do przyszłego roku. Czekam teraz na badanie klaczy ultrasonografem i ustalenie terminów krycia – wyjaśnia hodowca.

 

Wiekowe ogiery

 

Klacze karmiące i źrebaki podczas wypasu dokarmiane są owsem. Jedna klacz ze źrebakiem otrzymuje około 3 kg owsa dziennie. Do tego konie dostają jeszcze niewielką ilość paszy pełnoporcjowej dla klaczy oraz witaminy. Mają też dostęp do siana, którego jedzą niewiele. W okresie zimowym dawka pasz treściwych wygląda podobnie. Wówczas zjadają więcej siana, a ponadto otrzymują jeszcze marchew. Na jedną sztukę przypada mniej więcej 2 kg marchwi rano i 2 kg wieczorem.

 

Romuald Stefanowicz prowadzi w swoim gospodarstwie punkt kopulacyjny klaczy. Posiada dwa ogiery zimnokrwiste z licencją. Jednym z nich jest kasztanowaty Asterix, a drugim ciemnogniady Herod. Asterix ma już 14 lat, jednak właściciel nie zamierza się go pozbyć.

 

– Asterix to zasłużony ogier zarówno w mojej hodowli, jak i w okolicy. Ma już sporo córek i wnuczek. Powinienem kupić już na jego miejsce innego. Jednak do hodowli już go nikt nie kupi, a na mięso szkoda mi go oddać. Postanowiłem, że zostawię go u siebie na dożywocie – wyjaśnia pan Romuald.

 

Ze względu na to, że hodowca wstrzymał się z kryciem własnych klaczy, ogiery wykorzystywane były tylko do pokrycia klaczy z okolicznych gospodarstw. Jednak jak zauważa Romuald Stefanowicz, liczba hodowców i koni w tym rejonie ciągle maleje.

 

– W tym roku do krycia miałem tylko około 30 klaczy z okolicy. Rolnicy cały czas zmniejszają pogłowie koni. Maleje zainteresowanie tą hodowlą. Niedługo trudno będzie zobaczyć na wsi konia – dodaje hodowca.

 

Józef Nuckowski

 

 

 

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
21. listopad 2024 14:07