Polski Związek Hodowców Koni nie może już korzystać z Centralnej Bazy Danych Koniowatych
PZHK stracił narzędzie, dzięki któremu wykonywał swoje statutowe i ustawowe obowiązki. Zmieniło się prawo europejskie, które poza identyfikacją nakazało także rejestrację koni. Najtańszym rozwiązaniem byłoby uzupełnienie CBDK (baza.pzhk.pl) i dodanie kolejnej funkcji do systemu. Rząd postanowił jednak wieloletni dorobek wyrzucić do kosza i wykorzystać system kontrolowany przez ARiMR. Niestety, jego przydatność budzi sporo zastrzeżeń. Zmiany są tłumaczone rozporządzeniem Komisji Europejskiej.
Dlaczego Komisja Europejska wprowadziła zmiany w identyfikacji i rejestracji koni?
Rozporządzenie unijne tak naprawdę sprowadza się do tego, aby dany koń przypisany był do określonej siedziby stada. W Unii Europejskiej zaczęły się pojawiać groźne choroby koni, takie jak nosacizna, zaraza stadnicza czy niedokrwistość. Aby zagwarantować bezpieczeństwo weterynaryjne, należało stworzyć mechanizmy szybkiego odnalezienia ogniska choroby. To dlatego zostały zmodyfikowane i zaktualizowane unijne przepisy dotyczące koni. Chodziło o to, aby można było szybko zidentyfikować miejsce, gdzie chore osobniki się znajdują. To dlatego musi być dostępne powiązanie konia z siedzibą stada.
Do bazy oprócz związków hodowców koni, które w większości krajów UE zajmują się identyfikacją, powinny być podłączone także laboratoria i związki jeździeckie. Jeśli bowiem wystąpi choroba, a któreś z laboratoriów stwierdzi taki fakt, to musi mieć możliwość odnotowania i wprowadzenia informacji do systemu.
Procedura ma być szybka i skuteczna w związku z tym, że koń jest powiązany z daną siedzibą stada. Związki hodowców i władze weterynaryjne mają mieć możliwość szybkiego odnalezienia zakażonych zwierząt i wprowadzenia właściwych procedur. Swoje dane w bazie muszą mieć również związki jeździeckie. Konie w nich identyfikowane są najbardziej narażone na infekcje czynnikami chorobotwórczymi.
Program IRZplus nie działa tak, jak oczekiwaliby hodowcy koni
Konie sportowe to zwierzęta, które najczęściej zmieniają swoje miejsca pobytu. Są potencjalnie największym i najszybszym źródłem przenoszenia chorób. Jeśli chodzi zaś o samą procedurę i sposób wykonania rozporządzania, UE państwom członkowskim pozostawiła wolną rękę. W Polsce została wdrożona procedura „na bogato”. Stworzono system informatyczny od podstaw. Problem jednak w tym, że program IRZplus nie działa tak, jak oczekiwaliby hodowcy koni. Prowadzony jest przez ARiMR, jednak nadal to na związkach hodowlanych ciąży wykonywanie obowiązków w terenie.
Nie oznacza to, że związki hodowców koni przestały wykonywać obowiązki na rzecz hodowli. W ich gestii pozostało dokonywanie opisu koniowatego oraz wydawanie dokumentu identyfikacyjnego koniowatego. Są to więc kompetencje związków hodowców koni, podmiotów uznanych do prowadzenia odpowiednich ksiąg hodowlanych. Dane te związki mają obowiązek przekazywać ARiMR.
Związki nadają więc środki identyfikacji (w przypadku koni jest to transponder lub metody alternatywne, na przykład badanie markerów genetycznych), opis słowny i graficzny koniowatego, wydawanie dokumentów identyfikacyjnych do 12. miesiąca życia i przekazywanie danych o dokumencie identyfikacyjnym do komputerowej bazy danych prowadzonej przez ARiMR. Praktyka dla hodowców koni okazała się być znacznie bardziej złożona a utrudnienia paraliżują codzienną pracę związków.
Istniejącą CBGK zastąpiono więc rejestrem IRZplus. Stworzony miał on być niejako od nowa przez właścicieli koniowatych w 3 miesiące od wejścia w życie ustawy! Właściciele koni mieli dodać do niego następujące dane: numer UELN, numer transpondera, nazwa, płeć, data urodzenia, data wydania dokumentu, informacja czy koniowaty jest przeznaczony do uboju.
Oczywiście założenie było nierealne i wywołało chaos, ponieważ właściciele często nie mają informacji wymaganych przez ARiMR. Rejestr zawiera więc mnóstwo błędów bądź braków. Założono również, że wszystkie zgłoszenia niezidentyfikowanych dotąd koni oraz koni z zagranicznymi dokumentami mają być składane w ARiMR, a następnie przekazywane do związków.
Czynności związane z identyfikacją zgłoszonych koniowatych mają być wykonywane przez pracowników związków hodowców a następnie przekazywane do IRZplus.
Ogromne zamieszanie i bałagan. Hodowcy nie wiedzą jak mają rejestrować swoje konie
Od kilku miesięcy panuje więc zamieszanie oraz niemały bałagan. Hodowcy bowiem nie wiedzą do kogo mają się udać, aby rejestrować konie. Identyfikacją zajmuje się PZHK a ARiMR rejestracją. Wielu właścicieli o tym nie wie, więc przesyłają informacje niekompletne. Dane z Agencji ostatecznie docierają do związków. Często są niekompletne, bez numerów telefonów właściciela, nieposegregowane według gmin i powiatów. Związki dostają jeden wielki plik danych, wymagający późniejszego czasochłonnego i pracochłonnego obrobienia. Wiele procedur nie jest dopracowanych, ponieważ, jeśli jakiś zgłoszony koń padnie, to związki nie dostają o tym informacji od Agencji.
– Ten system paraliżuje naszą pracę. Jeśli padnie źrebię, hodowca zgłasza to do Agencji tylko że my o tym nie jesteśmy informowani. Przyjechałem do źrebięcia, które krótko po urodzeniu padło. Pokonałem wiele kilometrów, straciłem czas, zwierzę padło a my nic o tym nie wiedzieliśmy. Wdrożone rozwiązanie demoluje nam pracę – mówi jeden z pracowników PZHK.
Przedstawiciele PZHK zwracają uwagę na to, że system był fatalnie wdrażany. Właściciele koni i ich hodowcy powinni mieć możliwość załatwienia spraw związanych z IRZplus w każdym powiatowym biurze ARiMR. Kłopot jednak w tym, że pracownicy nie zostali w tej kwestii przeszkoleni. Dla nich to jest nowy materiał a dodatkowo odsyłają hodowców do biur wojewódzkich PZHK.
– W każdym biurze powiatowym Agencji są zatrudnieni etatowi pracownicy. W związku mamy kilku ludzi na całe województwo. Identyfikujemy rocznie kilka tysięcy koni. Agencja z każdym problemem odsyła hodowców do nas albo do nas dzwoni, jak coś się dzieje. To nie my powinniśmy to załatwiać, ale pracownicy Agencji. Mają wyobrażenie, że chodzi tylko o kilka koni. Według nich to nie problem, wystarczy uruchomić edycję w bazie. Tylko, że dla nich to tylko konie w bazie a my do tych koni musimy dojechać. W ciągu roku to kilka tys. szt. Musimy taki wyjazd przygotować, zidentyfikować konie, wszczepić chip i to są godziny pracy. Agencja dorzuca nam dodatkową robotę administracyjną i procedury z systemem rejestracji – słyszymy od pracownika jednego z biur wojewódzkich PZHK.
Hodowcy koni chcieliby, aby zostały przywrócone stare rozwiązania. Wystarczyłoby uzupełnić zakres ich kompetencji tak, aby mogli odpowiadać zarówno za rejestrację, jak i identyfikację. Wystarczyłaby niewielka modyfikacja w ich systemach informatycznych bez wykorzystywania systemu zarządzanego przez ARiMR.
Tomasz Ślęzak