P
rowadzący spotkanie prezes Wielkopolskiego Związku Hodowców Trzody Chlewnej Grzegorz Majchrzak podkreślał, że ceny w skupie żywca w żaden sposób nie pokrywają kosztów ponoszonych na produkcję świń. Dlatego jego zdaniem konieczne jest opracowanie długofalowej strategii i rozwiązań, które będą w przyszłości zapobiegały takim sytuacjom. Występowanie w Polsce wirusa afrykańskiego pomoru świń hamuje nasz eksport, kraj zalewa natomiast import wieprzowiny i warchlaków do tuczu. Podczas burzliwej debaty niejednokrotnie podkreślano, że brak wyraźnego oznakowania mięsa w sklepach przyczynia się do tego, że konsumenci najczęściej nie wiedzą, co kupują. Decydują się po prostu na tańsze wyroby, a te przeważnie pochodzą z zagranicy. Trudno więc odbudować lokalny patriotyzm i wspierać krajowych producentów trzody chlewnej, którzy ponoszą coraz większe straty.
Tani tucznik, drogie mięso
Koszty ponoszone w produkcji trzody chlewnej przedstawiła Lucyna Grudzień-Kozaczka z Wielkopolskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Poznaniu. Wyliczone przez nią koszty bezpośrednie kształtują się w cyklu zamkniętym na poziomie 396 zł na tucznika, w cyklu otwartym – 402 zł, a przy produkcji prosiąt wynoszą 122 zł na sztukę. Przy czym nie wliczono do nich kosztów amortyzacji. Bez nich przy cenie 3,72 zł za kilogram żywca rolnik może liczyć na to, że z każdej sprzedanej sztuki zostaje mu czterdzieści kilka złotych. Jak podkreślali obecni na sali rolnicy, chcieliby, aby w ich kieszeniach pozostawało aż tyle pieniędzy, bo w obecnej sytuacji to niemożliwe.
Z kolei według kalkulacji Wielkopolskiej Izby Rolniczej koszty bezpośrednie w produkcji tuczników przekraczają 473 zł. Są w nie wliczone, oprócz paszy, także woda, słoma, obsługa weterynaryjna, koszt pracy ciągnika oraz koszty pracy ludzkiej.
– Gdy doliczy się amortyzację budynków inwentarskich, wyposażenia i ogólnogospodarczą, koszty produkcji świń wzrastają do ponad 560 zł za sztukę, a to oznaczałoby, że do każdego wyprodukowanego tucznika trzeba by dołożyć jakieś 160 zł – mówił Kornel Pabiszczak z Wielkopolskiej Izby Rolniczej.
Jak się okazuje, najwięcej na produkcji świń zarabiają pośrednicy i przetwórcy. Wystarczy porównać, ile kosztują poszczególne części tuszy na półkach sklepowych, nie mówiąc już o produktach przetworzonych, takich jak kiełbasy czy szynki.
Jak wyliczył Kornel Pabiszczak z Wielkopolskiej Izby Rolniczej, po sprzedaży poszczególnych wyrębów z tuszy w cenach obowiązujących w sklepach zakład mięsny jest w stanie uzyskać za mięso ponad 930 zł. Za wyroby przetworzone jeszcze więcej. Natomiast rolnik za 110 kg tucznika otrzymywał w styczniu br. niespełna 370 zł.
– Różnica między ceną żywca a ceną mięsa wynosi ponad 560 zł, co daje przyrost o wartości 154%. Taka sama kalkulacja wykonana we wrześniu ubiegłego roku, gdy ceny skupu żywca były nieznacznie wyższe, dała rentowność na poziomie 98%. To porównanie pokazuje, że ceny świń spadają, natomiast ceny mięsa w sklepach nie – wciąż jest ono drogie, a pieniądze zostają w kieszeniach zakładów mięsnych i pośredników – mówił Kornel Pabiszczak.
Brak danych i kalkulacji
– Analizy notowań cen rynkowych żywca wieprzowego pokazują, że najniższe ceny płacone są w zachodnich regionach kraju, czyli tam, gdzie produkcja i podaż tuczników są największe, a dekoniunktura na rynku trzody chlewnej utrzymuje się od października 2014 roku – podkreślała Lucyna Grudzień-Kozaczka.
W Wielkopolsce znajduje się najwięcej świń, bo 3,9 mln sztuk, co daje prawie 37% całej krajowej produkcji. Na drugim miejscu jest województwo kujawsko-pomorskie z pogłowiem 1,2 mln świń, a na trzecim – województwo łódzkie z 0,9 mln sztuk. Jednak jak podkreślał prezes Wielkopolskiej Izby Rolniczej Piotr Walkowski, trudno jest jednoznacznie potwierdzić, ile tak naprawdę trzody chlewnej jest w kraju, gdyż dane w samej tylko Wielkopolsce są bardzo rozbieżne.
– Według GUS jest ich w naszym województwie blisko 3,9 mln sztuk, natomiast Wielkopolski Wojewódzki Inspektorat Weterynarii podaje, że 4,36 mln. To różnica około 460 tys. sztuk. Jak możemy bazować na jakichkolwiek wyliczeniach dotyczących produkcji czy jej opłacalności, skoro nawet nie wiemy, ile dokładnie mamy świń? – argumentował Piotr Walkowski.
Wciąż mamy w kraju zbyt mało gospodarstw produkujących na bardzo wysokim poziomie i zbyt rozdrobnioną strukturę stad. Tylko 3% stanowią duże stada, w przypadku których skala chowu przekracza 200 świń. W przypadku loch 90% to wciąż gospodarstwa utrzymujące do 10 macior, natomiast takie, w których jest ponad 200 loch, stanowią zaledwie 0,3%.
Europejskie uwarunkowania
Jedno jest pewne. Podaż wieprzowiny w Unii Europejskiej zwiększa się i nie należy liczyć na to, że na rynku będzie mniej surowca. Trzeba natomiast szukać nowych rynków zbytu i możliwości eksportu. Poza swoje granice Unia musi wyeksportować ponad 3 mln ton wieprzowiny.
Jeszcze niedawno Niemcy produkowały wieprzowinę na poziomie 80% samowystarczalności i były jej znaczącym importerem. Udało się doprowadzić do tego, że sukcesywnie rośnie tam pogłowie tuczników i liczba ubijanych świń. Spada natomiast pogłowie loch. Rolnicy dostrzegli, że należy intensywnie rozwijać gospodarstwa.
– Przyczynił się do tego między innymi system podatkowy, dzięki któremu rolnicy woleli w momencie zarobku zainwestować w gospodarstwo, aby uniknąć płacenia wysokich podatków. Zwiększyła się dzięki temu koncentracja produkcji i rozwinęły zakłady mięsne. W 1993 roku ubijano w Niemczech 41 mln tuczników, a w 2014 roku prawie 59 mln. Nie oznacza to jednak, że są to wszystko niemieckie świnie, gdyż kraj ten jest dużym importerem trzody chlewnej – tłumaczył Karol Bujoczek, redaktor naczelny miesięcznika „Top Agrar Polska”.
Niemcy importują prawie 16 mln świń rocznie, w tym prawie 11,5 mln prosiąt, głównie z Danii. Ale jednocześnie bardzo zwiększył się eksport wieprzowiny z tego kraju. Rocznie to ponad 2,2 mln ton wieprzowiny, choć na początku XXI wieku wskaźnik ten był poniżej 1 mln ton. Polska jest trzecim pod względem wielkości w UE odbiorcą niemieckiej wieprzowiny.
– Należy podkreślić, że poziom produkcji w najwyższym stopniu będzie decydował o opłacalności chowu świń. W krajach znajdujących się w czołówce producentów trzody chlewnej, czyli w Danii, Holandii, Niemczech, odsadza się najwięcej prosiąt od lochy. Polska nawet nie jest uwzględniana w statystykach. Dzięki dobrym wskaźnikom produkcji tucz jest tam mimo wszystko opłacalny. W Niemczech od 2011 roku producenci świń nie byli pod kreską, choć nie opływają też w luksusy. Ale to wszystko dzięki dużemu wysiłkowi włożonemu w poprawę wyników chowu. Wydaje się więc, że musimy znacząco popracować nad wskaźnikami produkcji. Choć dostarczamy na rynek mięso bardzo dobrej jakości, wciąż produkujemy je drogo jak na konkurencyjne warunki europejskie – mówił Karol Bujoczek.
W Danii, która jest czołowym producentem prosiąt, pozostało zaledwie 4 tys. producentów trzody chlewnej, którzy produkują 30 mln świń. Powstają tam nowe inwestycje na 1–2 tys. loch specjalizujące się wyłącznie w odchowie warchlaków. Ponad 11 mln zwierząt wyjeżdża poza granice kraju, z czego 54% z nich trafia do Niemiec, a 36% do Polski.
Średnio rolnicy odsadzają tam 30,2 prosięcia od lochy, a 25% najlepszych gospodarstw – nawet 32 prosięta od lochy w roku. Dania jest największym ich dostawcą, bo potrafi wyprodukować je najtaniej.
Dominika Stancelewska