W innych krajach opas brakowanych ze stada mlecznych krów jest czymś powszechnym
– W Wielkiej Brytanii opas wybrakowanych krów jest czymś zupełnie naturalnym. Mamy tak młode bydło i tak dużą rotację w stadach bydła mlecznego, że grzechem byłoby nie wykorzystać brakowanych krów do opasu. Dla hodowcy bydła mlecznego liczy się stanowisko i nie ma on miejsca, aby przez kilka miesięcy opasać wybrakowaną krowę. Ale dlaczego taka krowa ma nie trafić do rolników zajmujących się opasem bydła, czyli do was? – podkreślił prof. Marcin Gołębiewski.
– Brakujemy nawet 25% pierwiastek w stadach bydła mlecznego. Są to młode, zdrowe krowy, które najczęściej są brakowane z powodu niemożności zacielenia. Opas takich sztuk trwa zaledwie 4 miesiące, w tym czasie jesteśmy w stanie zrobić z nich pełnowartościowy produkt, jakim jest marmurkowata wołowina nadająca się do dojrzewania na sucho. Wszak gwarantem dobrego dojrzewania na sucho jest odpowiedni udział tłuszczu, a u krowy mlecznej taki właśnie jest. Uwierzcie mi, że z młodej krowy i to właśnie rasy hf, można pozyskać idealną wołowinę na steki. A dziś na rynku brakuje właśnie wołowiny dojrzewającej na sucho, czyli tej o odpowiednio dużym udziale tłuszczu międzymięśniowego – kontynuował prof. Marcin Gołębiewski.
W jaki sposob opas krów może przynosić dobre dochody rolnikowi?
W jednym roku przy opasaniu wybrakowanych krów można zrobić nawet 3 cykle. 4 miesiące to znacznie krócej niż trwa opas buhaja od cielęcia czy też nawet od odsadka, gdzie potrzeba co najmniej kilkunastu miesięcy. Oczywiście nie każda krowa nadaje się do opasu, np. chora czy kulawa. Tu potrzebna jest selekcja.
– W Polsce z 2,5 mln krów mlecznych rocznie brakujemy 700 tys. sztuk, czyli ok. 30%. Z takiej liczby na pewno da się wybrać te najmłodsze, zdrowe, które się nie zacieliły, ale nie mają dysfunkcji motorycznych i pokarmowych, a więc można je zasuszyć i po 4 miesiącach opasu uzyskać super produkt. U nas w Polsce opas takich krów jest właściwie niespotykany, a w Wielkiej Brytanii są gospodarstwa, które posiadają tylko takie zwierzęta – powiedział prof. Marcin Gołębiewski.
Żywienie miesnych buhajów jest znacznie droższe
Innowacja jest oczywiście związana z ryzykiem, ale jak zwrócił uwagę prof. Marcin Gołębiewski, żywienie wybrakowanych i zasuszonych krów może być znacznie tańsze niż buhajów.
– Im bardziej umięśnione zwierzę, tym trudniej jest je otłuścić, dlatego w końcowym etapie opasu buhajów musimy podawać aż 33% skrobi w dawce pokarmowej, co teraz przy tanich zbożach jeszcze się kalkuluje, ale przy droższych zbożach koszty dziennej dawki żywieniowej wzrastają do dużych wartości. Końcowa faza opasu – tzw. finisz, trwa krótko i polega na tym, że zwierzęta muszą przyrastać ok. 2 kg dziennie, co jeszcze zależy od tego, jakiej są płci i rasy. W moich doświadczeniach najlepsze osobniki w ostatnim etapie opasu przyrastały nawet 3,2 kg dziennie. Jest to naprawdę intensywne żywienie wymagające niemal takiego podejścia, jak w przypadku krów mlecznych. Jest to możliwe, ale musimy też liczyć koszty. W przypadku buhajów takie intensywne finiszowe żywienie trwa 120 dni, a w przypadku wybrakowanych krów już tylko 60–80. Oczywiście jest to gra wielu czynników i nie w każdym gospodarstwie przedstawione przeze mnie rozwiązanie będzie dobre. Na szczęście bydło opasowe jest na tyle plastyczne żywieniowo, że można zastosować niecodzienne podejście do żywienia również z zastosowaniem odpadów rolno-spożywczych, co może przyczynić się do cięcia kosztów przy nadal dobrych rezultatach – stwierdził prof. Marcin Gołębiewski.
Jakie korzyści daje opas wolców zamiast buhajów?
Prof. Marcin Gołębiewski zachęcał też rolników do opasu wolców, czyli kastrowanych buhajków rasy hf, których przecież nie brakuje w kraju. Dają one dobrej jakości młodą wołowinę kulinarną, o znacznie lepszym marmurkowatym otłuszczeniu niż niekastrowane buhaje, co predysponuje ją do dojrzewania na sucho. Ponadto wolce są mniej agresywne niż buhaje.
Jako bardzo wygodną i tanią metodę kastracji profesor SGGW zaproponował tzw. banding, który polega na założeniu specjalnych gumek na mosznę cielęcia, po czasie jądra po prostu odpadają. Zestaw do takiego zabiegu to koszt ok. 50 zł, jest dostępny w Polsce, chociaż z samą praktyką bandingu, jako redaktor odwiedzający wiele gospodarstw, się nie spotkałem.
– Dobry stek w USA pochodzi wyłącznie od jałówki lub od wolca. Nie ma możliwości, aby w USA ubito buhaja na steki, ponieważ mięso z buhaja ma grubsze i dłuższe włókna, wymaga znacznie dłuższego okresu żywienia, aby uzyskać odpowiednie otłuszczenie i to się po prostu nie opłaca. Prowadzimy doświadczenie w 8 gospodarstwach w Polsce, gdzie opasamy jałówki, wolce i buhajki, w sumie 450 sztuk zwierząt. Przy wolcu rasy hf już w 14 miesiącu życia przy wadze 600 kg uzyskaliśmy pożądane otłuszczenie marmurkowate. Taki wynik można uzyskać tylko przy bardzo dobrym żywieniu. Ten wolec został sprzedany już w 14 miesiącu życia, oczywiście w targetowym odbiorze, bo ktoś musi wiedzieć co kupuje, w cenie mięsnego osobnika rasy limousine klasy U. Teraz popatrzmy, jaki jest koszt zakupu buhajka rasy hf i jego kastracji, a jaki koszt zakupu odsadka limousine? – podkreślił prof. Marcin Gołębiewski, do którego słów odniósł się Rafał Lamperski.
Zagranicą wolce są znacznie bardziej pożądane do opasu nuż buhaje
– Dobrze, że rynek się zmienia, bo jeszcze 20 lat temu u nas w kraju żaden z większych zakładów ubojowych nie był zainteresowany wolcem rasy hf. Wszyscy byli zainteresowani tłustą jałówką, której na rynku nie było, bo te jałówki rodziły się, by produkować mleko, no chyba że któraś się nie zacieliła, ale był to znikomy odsetek. Natomiast od wielu lat wolce są źródłem młodej i odpowiednio tłustej wołowiny stekowej w Wielkiej Brytanii czy też Irlandii. Tam wolce są numerem jeden ze względu nie tylko na otłuszczenie, ale również kwestie bezpieczeństwa, wszak mają znacznie mniejszy temperament niż buhaje. W Polsce rocznie rodzi się co najmniej 600 tys. sztuk buhajków rasy hf, co może stanowić idealną bazę do produkcji kulinarnej wołowiny od wolców. Tym bardziej, że mamy bardzo dobrą metodę kastracji polegającą na zakładaniu gumek – powiedział Rafał Lamperski.