Jak rolnicy oceniają przejście z tradycyjnego żywienia bydła na opas na sucho?
– Gdy żywiliśmy bydło tradycyjnie, czyli przy dużym udziale pasz objętościowych, to cały uprawiany areał przeznaczaliśmy na produkcję pasz. Po zmianie systemu na produkcję pasz przeznaczamy 26 ha, a z 36 ha płody rolne sprzedajemy, są to rzepak, pszenica i buraki cukrowe. Sprzedajemy również wysłodki buraczane, które wcześniej spasaliśmy, a odbieramy je jako deputat będąc plantatorami buraków do cukrowni w Dobrzelinie – wyjaśnił Dominik Pleśnierowicz.
Kolejna zmiana na plus to mniejsza pracochłonność i mniejsza częstotliwość zadawania pasz oraz brak konieczności inwestowania w nietanią maszynę, jaką jest paszowóz.
– Przy opasie na sucho jesteśmy w stanie obsłużyć nasze stado sami, bez najmowania pracowników. Karmimy bydło tylko dwa razy w tygodniu we wtorki oraz w piątki, jest to możliwe dzięki temu, że pasze suche takie jak słoma oraz śruty się nie psują i nie tracą swojej świeżości na stole paszowym. Mała objętość i mała waga pasz suchych w stosunku do pasz mokrych sprawia, że nie potrzebujemy paszowozu, a wystarcza taczka. Nowy system żywienia nie wymaga także silosów kiszonkarskich, do których budowy już się przymierzaliśmy, żywiąc jeszcze na mokro i pochłonęłaby co najmniej 100 tys. zł – powiedziała Beata Pleśnierowicz, dodając, że zużycie paliwa spadło o 1/3, ponieważ nie sporządzają kiszonek oraz sianokiszonek, których przygotowanie oraz zadanie bydłu jest bardzo paliwożerne.
Kiedy opas bydła na sucho nie będzie się opłacał?
Ale żeby nie było tak kolorowo, opas na sucho opłaca się tylko przy bardzo wysokim poziomie dobrostanu i profilaktyki. Bo jeśli tego nie będzie, to nie będzie też wysokich przyrostów, które to finalnie decydują o efekcie ekonomicznym zastosowanych zmian.