"Susza sprawiła, że kończący się sezon był trudny dla owiec i hodowców. W wielu bacówkach już od sierpnia owce karmiono paszami zimowymi, sianokiszonkami, sianem. W tym roku trawa na pastwiskach nie odrastała, zamiast zielonych były brązowe" – powiedział Kutyna. "Rzadko zdarzają się tak upalne i suche lata" – dodał.
Tegoroczny sezon letni ok. 5 tys. owiec spędziło wokół kilku rozrzuconych w górach bacówek. Blisko połowa z nich to były zwierzęta należące do baców z okolic Nowego Targu na Podhalu. Pozostałe stada są własnością miejscowych hodowców; większość z nich to górale z Podhala, którzy na stałe osiedlili się w Bieszczadach.
Zwierzęta wypasane były wokół bacówek m.in. w okolicach Nowego Łupkowa, Średniej Wsi w Bieszczadach czy Krempnej w Beskidzie Niskim. W każdej bacówce stado liczy od 500 do nawet 1500 sztuk. "Aktualnie trwa likwidacja bacówek. Zdecydowana większość owiec w ciągu najbliższego tygodnia wróci do swoich gospodarstw" – zauważył Kutyna.
Od początku maja do końca września każdy juhas opiekował się co najmniej setką owiec. Musiał je m.in. wydoić dwa, trzy razy dziennie; pierwszy udój zaczyna się o czwartej rano, ostatni o ósmej wieczorem.
W trakcie wypasu w górach juhasi zajmują się też dostarczaniem mleka do mleczarni i wyrobem serów. Ważnym obowiązkiem jest również pilnowanie stad przed atakami wilków.
W Bieszczadach i Beskidzie Niskim wypasa się owce dwóch ras: polską owcę górską i cakiel podhalański. Należą one do niezbyt dużych zwierząt. Dostarczają skóry, wełnę, chude mięso, mleko do wyrobu serów owczych. Są dobrze przystosowanych do niekorzystnych warunków środowiskowych, np. opadów i niskich temperatur.
W latach 80. ubiegłego stulecia w Bieszczadach i Beskidzie Niskim wypasano prawie 40 tys. owiec. (PAP)