Zgodnie ze statutem Związku ma on stanowić reprezentację rolników utrzymujących świnie w ramach rodzinnych gospodarstw i bronić ich interesów w relacjach z organami administracji oraz podmiotami skupującymi i przetwórniami. Chodzi przede wszystkim o przeciwstawianie się wykorzystywaniu przewagi kontraktowej oraz praktykom monopolistycznym, a także lobbowanie na rzecz branży trzody chlewnej, promocję tego sektora i krajowej produkcji wieprzowiny.
– Niestety, często rolnicy zajmujący się produkcją trzody chlewnej są bardzo zajętymi osobami i nie jest łatwo zebrać ludzi z całego kraju. Mamy jednak wiele problemów związanych z naszą branżą i chcemy mieć reprezentację, która będzie dbać o nasze interesy oraz uczestniczyć w rozmowach związanych z naszą przyszłością. Uważamy, że jest to ostatni moment, aby rodzinne gospodarstwa się zjednoczyły. W innym wypadku możemy nie przetrwać na tak trudnym rynku. Prawdopodobnie jesteśmy w trakcie największego kryzysu naszej branży od kilkudziesięciu lat – mówi Bogusław Prałat, producent loszek z Nowej Wsi w województwie wielkopolskim.
– Sytuacje kryzysowe na rynku trzody chlewnej to żadna nowość – tzw. cykle świńskie związane z nadprodukcją mięsa wieprzowego występują od lat, raz mniejsze, raz większe, jednak takiej kumulacji jak w 2021 roku nie było jeszcze nigdy. Na ogólnoeuropejski problem z nadpodażą wieprzowiny nałożył się u nas w kraju afrykański pomór świń oraz szybko postępująca integracja firm branży ubojowej i przetwórczej. To wszystko spowodowało, że sytuacja ekonomiczna gospodarstw produkujących trzodę chlewną jest najgorsza od lat – dodaje Karol Wierzchosławski, producent prosiąt z województwa kujawsko-pomorskiego i jednocześnie lekarz weterynarii specjalizujący się w zarządzaniu zdrowiem świń.
- Producenci tuczników od lat podkreślają, że nie są traktowani przez zakłady ubojowe jako partner i nie mają szans na negocjacje cen skupu żywca
Coraz mniej jest rodzimych stad
Coraz więcej producentów trzody chlewnej decyduje się na likwidację stad. Ceny w skupach utrzymują się na bardzo niskim poziomie i nie zapewniają pokrycia kosztów. Ze względu na dramatyczną sytuację w ciągu roku pogłowie świń w Polsce zmniejszyło się o milion sztuk, a liczba stad spadła do około 80 tys. Jeszcze w 2010 roku było w kraju około 390 tys. gospodarstw utrzymujących trzodę chlewną. Niska cena skupu tuczników wynika głównie ze zmniejszonego eksportu wieprzowiny do Chin, a tragiczna sytuacja rynkowa sprawia, że rolnicy coraz częściej przechodzą na tucz nakładczy, gdyż nie są w stanie dłużej ponosić ryzyka rynkowego.
– W Hiszpanii epidemia ASF trwała tak długo, aż nie zostało zamknięte ostatnie gospodarstwo rodzinne utrzymujące trzodę. Powinno się zrobić porządek z tuczem nakładczym, który jest gwoździem do trumny polskich gospodarstw. Jeżeli niektóre zakłady mięsne mają 60% własnych tuczników, to nigdy nie będzie normalnej ceny dla rolników. Tucz nakładczy to de facto działalność usługowa, którą należy opodatkować – uważa Wiesław Rosiński, producent tuczników z Godziszewa w województwie wielkopolskim.
Jeśli ceny żywca wieprzowego nie wzrosną, to przy galopujących cenach pasz i środków do produkcji nie ma szans na zarobek. Te słabe perspektywy z pewnością przyczynią się do dalszej likwidacji stad świń, dlatego, aby temu zapobiec, rolnicy muszą stawiać na współpracę między sobą, dzięki czemu będą mogli osiągnąć efekt skali i wpływać na kształtowanie regulacji dotyczących tej branży.
Wielkie koncerny mają przewagę
– Zrzeszenie niezależnych producentów jest potrzebne tak samo w trudnych, jak i dobrych czasach. Wierzę, że doczekamy się jeszcze tych dobrych czasów, a póki co musimy zacząć lobbować na rzecz produkcji trzody chlewnej, kreować pozytywny wizerunek rodzinnych gospodarstw utrzymujących świnie – mówi Bogusław Prałat.
– O potrzebie powołania silnej reprezentacji branży rozmawialiśmy na spotkaniach hodowców od kilku lat, jednak nigdy nie nastąpił następny krok. Uznaliśmy, że teraz jest ostatni moment na próbę odwrócenia trendu likwidacji niezależnej produkcji trzody chlewnej w Polsce. Krajowi producenci nie boją się normalnej, zdrowej, rynkowej konkurencji, nawet z hodowcami z innych europejskich krajów, ale musimy mieć swoją reprezentację, która uwzględni nasze interesy i pozwoli konkurować jak równy z równym – twierdzi Karol Wierzchosławski.
Polski Związek Niezależnych Producentów Świń chce uratować od upadku sektor, który kiedyś był potężną gałęzią polskiej gospodarki. Związek działa na podstawie ustawy o społeczno-zawodowych organizacjach rolników, która nakazuje organom państwowym i wszystkim jednostkom organizacyjnym powołanym do wykonywania zadań na rzecz rolnictwa indywidualnego współdziałanie z taką organizacją.
- – To ostatni moment, aby rodzinne gospodarstwa się zjednoczyły, bo inaczej nie przetrwamy na tym trudnym rynku – uważa Bogusław Prałat
ASF – palący problem
Na problem z nadpodażą wieprzowiny nakłada się u nas w kraju walka z afrykańskim pomorem świń. Blisko 2/3 kraju jest objęte strefami i nie tylko potwierdzenie ogniska w chlewni jest dla właściciela prawdziwym dramatem. Często nawet samo znalezienie się w strefie czerwonej czy zapowietrzonej staje się wyrokiem dla hodowców, gdyż obniża i tak już niską cenę żywca.
– Chcielibyśmy współpracować z Inspekcją Weterynaryjną, żeby wprowadzane obostrzenia były także weryfikowane przez hodowców. Nie mamy na myśli ich znoszenia, ale uniknięcie różnego rodzaju kuriozalnych sytuacji, w których gospodarstwa są zablokowane bez wyraźnego powodu. Ważnym celem jest także współpraca, aby zmniejszyć rozprzestrzenianie się wirusa. Mam tu na myśli analizę dróg wprowadzenia wirusa i edukację rolników. Kolejnymi działaniami będą promocja polskiej wieprzowiny, wprowadzenie mechanizmów wyraźnego oznakowania żywności i promocja lokalnych przetwórców mięsa, którzy nie korzystają z dumpingowo oferowanych partii surowca z zagranicy – podkreśla Michał Smentoch, producent trzody chlewnej ze Starej Huty w województwie pomorskim.
W opinii członków Związku, należy wypracować czterostronne porozumienie w sprawie walki z afrykańskim pomorem świń, którego uczestnikami powinny być ministerstwo rolnictwa, Główny Inspektorat Weterynarii, Polski Związek Łowiecki i hodowcy zrzeszeni w Związku. Ich zdaniem, na dzień dzisiejszy nie widać żadnej koordynacji działań, a z wiadomości płynących z terenu można wywnioskować, że często są one podejmowane nie przeciwko ASF, tylko przeciwko hodowcom. Jak przekonują, niedoceniana jest wiedza i doświadczenie rolników z czerwonych stref.
– Mam doświadczenie w funkcjonowaniu w strefie ASF. Wraz z innymi rolnikami aktywnie i z sukcesami działaliśmy na rzecz ich zniesienia. Wiemy co robić i będziemy działać w Związku na rzecz rolników, którzy znaleźli się w obszarach występowania choroby. Jest wiele niedociągnięć w walce z wirusem. Niedostatecznie działają koła łowieckie, nie wywiązują się one ze swoich obowiązków. Niewystarczające są poszukiwania i usuwanie padłych dzików. Docierają do nas niepokojące sygnały o braku kontroli przez odpowiednie służby importowanego mięsa pod względem jego jakości, a także żywych zwierząt przywożonych z zagranicy, jak również o przypadkach podrabiania dokumentów. Jest wiele do nadrobienia – przekonuje Wiesław Rosiński.
- – Liczymy, że nasze działania i opinie będą w końcu brane pod uwagę, a członkowie Związku będą mogli liczyć na wsparcie specjalistów – twierdzi Maria Pietrzak-Morusiewicz
Krajowe pogłowie loch jest w opłakanym stanie
Afrykański pomór świń, który bardzo komplikuje przemieszczanie zwierząt, to jednak nie jest jedyny problem producentów trzody chlewnej w kraju. Jak dodaje Wojciech Styburski, prezes spółdzielni zrzeszającej producentów trzody chlewnej, na tak złą sytuację wpływa również brak skutecznej integracji, czyli powiązania producentów prosiąt, producentów tuczników i przetwórstwa.
– W obecnej sytuacji bardzo uwidacznia się problem niepowiązania uczestników łańcucha dostaw, w którym każdy dba o swój interes. Producenci tuczników najczęściej zakupują warchlaki z zagranicy, a producenci prosiąt mają problem z ich sprzedażą. Przetwórstwo natomiast wykorzystuje ten brak solidarności hodowców stosując obniżoną cenę żywca wieprzowego – twierdzi Styburski.
Krajowe pogłowie loch jest w opłakanym stanie i zawyżane jedynie przez stada utrzymywane przez firmy kontraktowe. Jest to bardzo niekorzystny trend dla rolników indywidualnych. Niezbędna jest więc pomoc dla sektora trzody chlewnej, aby ratować to, co jeszcze pozostało i w czym ma pomóc wsparcie utrzymania loch w kwocie tysiąca złotych do sztuki.
– Zaproponowane wsparcie jest konieczne, aby ratować to, co jeszcze pozostało. Nie wiadomo jeszcze, w jaki sposób będzie naliczane i wypłacane dofinansowanie, więc czekamy na szczegóły. Na pewno przychodzi ono zbyt późno. Wsparcie to powinno być naliczane też za okres wcześniejszy, co najmniej od 15 sierpnia, kiedy ceny warchlaka spadły już do bardzo niskiego poziomu, do 31 grudnia 2021 roku, tak aby rolnicy mogli już w styczniu składać wnioski, a w lutym i w marcu czekać na realną pomoc. Wszyscy utrzymujący lochy i produkujący prosięta są głęboko pod kreską, wielu z nas już nie dało rady i zwyczajnie zlikwidowało produkcję zostając z dużymi długami. Pomoc ta, w naszej opinii jest niewystarczająca, aby pozwoliła na zatrzymanie redukcji stada loch i odbudowę pogłowia. Gdyby to była pierwsza część z szerszego wsparcia dla sektora, wtedy można byłoby mówić o szansie na odbudowę liczebności trzody chlewnej. Dobrze wiemy, że produkcja trzody chlewnej przez długie lata była pozostawiona sama sobie i zaległości w stosunku do Europy zachodniej są ogromne – twierdzi Jacek Mey, producent prosiąt z miejscowości Wymokłe w województwie kujawsko-pomorskim.
Jego zdaniem, wsparcie ma też pewien mankament, ponieważ nie wyklucza dużych firm funkcjonujących na rynku jako tzw. integratorzy oraz rolników, którzy produkują dla tych firm warchlaki w oparciu o umowy kontraktowe.
– Pierwsi mają na tyle silną pozycję, że to dofinansowanie im nie pomoże, a jedynie zmniejszy pulę pieniędzy, którą mogliby wykorzystać rolnicy indywidualni. Drudzy z kolei zgodzili się na warunki zawarte w kontrakcie, więc zakładany zarobek i tak osiągnęli pomimo trudnej sytuacji, jaka panowała i wciąż trwa na rynku trzody, więc strat jako takich nie ponieśli – tłumaczy Jacek Mey.
Powinni dołączyć pozostali
Funkcjonowanie Związku Niezależnych Producentów Świń będzie przede wszystkim opierać się na składkach członków, ale dzięki temu organizacja ma być wolna od jakichkolwiek nacisków. Przy zakładanej dużej liczbie rolników wysokość składek nie powinna być wysoka. Gospodarze będą mogli natomiast liczyć na wsparcie i obronę swoich interesów.
– W mojej ocenie Związek powinien zatrudnić specjalistów, którzy nie tylko pomagaliby rozwiązać zgłaszane przez rolników indywidualne problemy, ale także informować pozostałych członków o zmianach w prawie czy jego dopuszczalnych interpretacjach. Obecnie powiatowi lekarze weterynarii interpretują prawo na różne sposoby i z reguły na niekorzyść rolnika. Producenci trzody chlewnej są bardzo często ofiarami nadgorliwości urzędników, zarówno jeśli chodzi o bioasekurację, jak i odszkodowania wypłacane w związku z wystąpieniem afrykańskiego pomoru świń. Myślę, że nie każdy rolnik jest w stanie sam sobie poradzić w niektórych sytuacjach, zwłaszcza, iż nie ma czasu na czytanie paragrafów. Związek powinien być nie tylko obrońcą, ale także źródłem praktycznych informacji dla swoich członków – wyjaśnia Maria Pietrzak-Morusiewicz, która wraz z siostrą Moniką prowadzi chlewnię na 630 loch w Szczutowie w województwie kujawsko-pomorskim.
Jednym z celów działania Związku jest też weryfikacja warunków skupu żywca i cen w poszczególnych zakładach, które obecnie traktują rolników przedmiotowo, a pojedynczy głos nie ma znaczenia.
– Chcemy zjednoczyć producentów, aby stali się w końcu podmiotem rozmowy. Musimy pamiętać, że mamy bardzo dużych, istotnych graczy na rynku przetwórców mięsa i tylko z dużą, silną organizacją będą oni chcieli rozmawiać. Musimy nawiązać komunikację, aby nie było ogromnych różnic cenowych. W Polsce zostało już tak mało producentów trzody chlewnej z własnym kapitałem, że nie powinno być problemu, aby do każdego dotrzeć i wspólnie podejmować decyzje – dodaje Wiktor Kujawski z Grabicy w województwie łódzkim.
Do Związku można zapisać się wysyłając maila na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Oprac. Natalia Marciniak-Musiał na podstawie artykułu Dominiki Stancelewskiej pt. Chcą walczyć o niezależność i przetrwanie rodzimych stad, który ukazał się w Tygodniku Poradniku Rolniczym 3/2022 na str. 40. Jeśli chcesz czytać więcej podobnych artykułów, już dziś wykup dostęp do wszystkich treści na TPR: Zamów prenumeratę.
Zdjęcia: Dominika Stancelewska, archiwum