Na stronie Głównego Inspektoratu Weterynarii 24 czerwca pojawiła się informacja o stwierdzeniu 134. ogniska w powiecie braniewskim woj. warmińsko-mazurskim. Rolnicy mają wiele wątpliwości co do rozprzestrzeniania się wirusa ASF oraz zastrzeżenia odnośnie postępowania przy zwalczaniu tej choroby. Postanowili więc zainteresować swoimi problemami uczestników Międzynarodowej Konferencji Naukowej poświęconej chorobom trzody chlewnej, która odbywała się w Państwowym Instytucie Weterynaryjnym w Puławach. W pikiecie przed Instytutem 26 czerwca uczestniczyło kilkudziesięciu hodowców, głównie z powiatu parczewskiego, ale także z innych powiatów woj. lubelskiego. Ponadto, na protest przyjechali także rolnicy z Podlasia.
– Przyjechaliśmy tutaj, żeby powiedzieć głośno o swoich problemach. Od czterech lat domagamy się wybicia dzików. Jednak lobby myśliwych jest duże i dziki nadal chodzą po lesie. Wcześniej mówiło się, że gospodarstwa małe, rodzinne są najbardziej narażone na afrykański pomór świń. Teraz w dużych, zabezpieczonych fermach pojawia się wirus. Z kolei są rolnicy, którzy mają trzodę chlewną, wypasają bydło w lesie i u nich nie ma ognisk. Czy w związku z tym ktoś naprawdę wie, jak ten wirus trafia do chlewni i jak można się przednim uchronić? – pytał Krzysztof Gomułka z gminy Jabłoń.
Winne dziki
– Przyjechałem tutaj, aby powiedzieć weterynarii, żeby wzięła się do pracy. Chcemy, żeby zaczęto badać skutecznie, jak wirus ASF się roznosi. Nie przeprowadza się doświadczeń, czy wirus rozprzestrzenia się na całe stado i na sąsiednie chlewnie i w jaki sposób? Czy przez powietrze, ściółkę, krew, czy w inny sposób. Wybija się od razu wszystkie świnie i o wirusie nadal nic nie wiadomo. Mówi się tylko, że to my nie spełniamy warunków bioasekuracji. Oferowany środek do dezynfekcji działa dopiero po 10 minutach, więc jak mamy się przed tym wirusem bronić. Ponadto bioasekuracja jest kosztowna. Na sam środek do dezynfekcji wydajemy tygodniowo 100 zł. W ciągu roku dezynfekcja kosztuje więc sporo pieniędzy – mówił Mariusz Wyrwisz z gminy Jabłoń, który utrzymywał około 200 świń, a obecnie ze względu na ASF zredukował stado o połowę.
- Producenci trzody chlewnej ze stref ASF postanowili zainteresować swoimi problemami uczestników Międzynarodowej Konferencji Naukowej, która odbywała się w Państwowym Instytucie Weterynaryjnym w Puławach
Rolnicy uważają, że niesłusznie obarcza się ich wszystkimi kosztami związanymi ze zwalczaniem afrykańskiego pomoru świń.
– Jeśli dzik, który jest własnością państwa roznosi wirus, to dlaczego rolnik ma ponosić koszty walki z ASF? – tłumaczył Krzysztof Gomułka.
Na pikiecie nie zabrakło także przedsiębiorców zaopatrujących rolników w środki do produkcji.
– Zapotrzebowanie na pasze dla trzody chlewnej spadło u moich odbiorców o około 2/3, gdyż część z nich zlikwidowała produkcję. Sam również utrzymywałem świnie, ale ze względu na obrót paszami zlikwidowałem stado. W okolicach Włodawy od sierpnia ubiegłego roku chlewnie stoją puste. Ich właściciele spłacają kredyty, a nie mają dochodu ze względu na zakaz wstawiania zwierząt do tuczu. Jest to dziwna sytuacja, w której powiatowy lekarz weterynarii może zdecydować o losie hodowcy i jego rodziny. Żona i córka mojego kolegi musiały wyjechać do pracy za granicę, żeby spłacić zaciągnięte na chlewnię kredyty. Takich przypadków znam znacznie więcej – mówił Dariusz Mackiewicz z gminy Podedwórze w powiecie parczewskim.
Problemy ze sprzedażą
Rolnicy cały czas skarżą się na utrudnienia związane z zakazem sprzedaży tuczników w obszarach zapowietrzonych i zagrożonych. Jak opowiadał Andrzej Waszczuk z Gęsi, który utrzymuje świnie w cyklu zamkniętym i sprzedaje rocznie około 600 tuczników, ostatnie wpływy ze sprzedaży przed wprowadzeniem zakazu miał 5 czerwca br. Teraz nie może sprzedawać zwierząt i kolejny dopływ gotówki w najlepszym wypadku może mieć 15 września. Około 10 sierpnia jego gospodarstwo przestanie obowiązywać zakaz, ale to zrujnuje płynność finansową gospodarstwa. Hodowcy uważają też, że odstrzał dzików nie jest prawidłowo realizowany.
– W naszej gminie, która ma powierzchnię 111 tys. ha, zgodnie z przepisami powinno być 11 dzików. Natomiast w ciągu 6 miesięcy znaleziono 60 padłych, a nadal chodzą jeszcze żywe sztuki. Czy w związku z tym populacja tych zwierząt jest właściwie kontrolowana? – zastanawiał się Marek Krzywda z gminy Jabłoń.
– W lutym tego roku wybito mi 640 świń. W tej chwili mam zakaz utrzymywania trzody chlewnej i nie wiem za co mam utrzymać rodzinę – mówił Sylwester Dzyr, producent trzody chlewnej z gminy Jabłoń.
Rolnicy przygotowali postulaty do rządu oraz weterynarii. Domagają się wypłaty odszkodowań za wybite świnie oraz wyrównania dochodu dla gospodarstw, w których zlikwidowano stada.
– W obecnych uwarunkowaniach prawnych, żeby ubiegać się o powyższe świadczenie, gospodarstwo musi sprzedać przynajmniej jedną świnię. Jednak jak spełnić ten warunek, gdy świnie w gospodarstwie zostały wybite, a rolnik ma zakaz utrzymywania trzody chlewnej – wyjaśnia Sylwester Dzyr.
- Rolnicy uważają, że działania mające na celu zwalczanie afrykańskiego pomoru świń uderzają w gospodarstwa rodzinne
Drugim postulatem skierowanym do rządu jest umożliwienie sprzedaży zdrowych świń ze strefy zagrożonej i zapowietrzonej po wcześniejszym ich przebadaniu. Ponadto hodowcy postulują o jak najszybsze wprowadzenie wynegocjowanej przez związki producentów trzody ustawy o odszkodowaniach za wybite zwierzęta.
Wiele pytań bez odpowiedzi
– Wiadomo, że dziki są głównym wektorem, który infekuje środowisko wirusem ASF. W tej chwili nasze państwo wydaje miliony zł na usuwanie skutków choroby, czyli wybijanie świń i badanie krwi, a przyczyna nadal biega sobie swobodnie po lasach. Zwracamy się do profesorów weterynarii, żeby przekonali stronę rządową do podjęcia nadzwyczajnych działań w celu całkowitej depopulacji dzików na terenie całego kraju – argumentuje Sylwester Dzyr.
Rolnicy domagają się także od weterynarii podjęcia rzetelnych badań i doświadczeń, w jaki sposób wirus przenosi się ze środowiska do gospodarstwa.
– Są przypadki, że pomimo prawidłowej bioasekuracji prowadzonej przez rolnika, wirus przeniknął do fermy. Natomiast do sąsiednich gospodarstw bez bioasekuracji nie dostał się. Dlaczego tak jest? Dlaczego kumulacja ognisk ASF przypada co roku na miesiące czerwiec i lipiec, gdzie w czerwcu w gospodarstwach utrzymujących trzodę chlewną nie są prowadzone żadne prace polowe. Natomiast po żniwach, gdy plony z pól są zwiezione na teren gospodarstwa i wydaje się, że potencjalnego źródła zakażenia jest dużo, to infekcji jest mniej niż w czerwcu i lipcu. Z kolei we wrześniu, gdy prowadzone są intensywne prace polowe liczba nowych ognisk maleje. W październiku, listopadzie i w grudniu, gdy prowadzony jest zbiór kukurydzy, czyli największego przysmaku dzików, wystąpiły tylko 3 ogniska w gospodarstwach. Dlaczego tak jest? – pytają rolnicy z powiatu parczewskiego.
Józef Nuckowski