Wśród nich wymienia między innymi: wprowadzenie cen rekomendowanych, wzmocnienie dyplomacji na rynkach państw trzecich oraz zmianę przepisów dotyczących nadzoru weterynaryjnego w zakładach mięsnych.
Pokłosie ASF-u
– Moje gospodarstwo znalazło się w czerwonej strefie ASF. Trzeba było zainwestować około 180 tys. zł, żeby dostosować się do wymogów bioasekuracji. Stado było mniejsze niż 300 sztuk, więc nie należało mi się dofinansowanie inwestycji związanych ze spełnieniem wymogów bioasekuracji. W związku z tym byłem zmuszony zlikwidować trzodę chlewną czyli 275 sztuk – wyjaśnia Krzysztof Tołwiński.
Hodowca podkreśla, że jedną z przyczyn trudnej sytuacji na rynku żywca wołowego jest paradoksalnie sukces dużej produkcji wołowiny.
– Wielu rolników, tak jak ja, wycofało się z produkcji trzody chlewnej. Poszliśmy w kierunku żywca wołowego i mamy teraz w kraju sporą produkcję wołowiny. Jesteśmy tym wyjątkowym państwem w całej Unii Europejskiej, które 80% swojej produkcji eksportuje, a tylko niecałe 20% pozostaje na rynku wewnętrznym. Wynika to z niskiego spożycia wołowiny w naszym kraju, które znacznie odbiega od średniego spożycia w UE. Ważna jest tutaj promocja polskiej wołowiny. Musimy edukować obywateli od najmłodszych lat, dlatego program promocji wołowiny bezwarunkowo musi znaleźć się w szkołach – mówi Krzysztof Tołwiński.
Powrót do Polskiej Normy
Krzysztof Tołwiński podkreśla, że należy przywrócić do stosowania w przemyśle mięsnym Polskiej Normy.
– Moim postulatem jest powrót do polskiej normy PN. Każdy konsument może kupić mięso i wędliny spełniające normy unijne, bo wszystkie wyroby mięsne takie normy spełniają. Chciałbym, aby miał on wybór i mógł kupić także wędlinę wyprodukowaną zgodnie w Polską Normą, której wymogiem byłoby użycie mięsa pochodzącego od sztuk wyprodukowanych w naszym kraju – mówi hodowca.
Zdaniem Krzysztofa Tołwińskiego, musi powstać marka Polska Wołowina ponieważ obecnie nie ma ona zbudowanej marki.
– Utraciliśmy rynek włoski i musimy prowadzić działania, aby go bezwzględnie odzyskać. Powinniśmy wejść z żywą wołowiną na rynek turecki i egipski. Niestety, bez pomocy państwa żadna prywatna firma nie jest w stanie tego dokonać. Najbardziej chłonny jest rynek chiński, na który powinniśmy próbować się dostać, jeśli nie bezpośrednio, to za pośrednictwem państw, które mają akredytację na eksport do Chin – mówi Krzysztof Tołwiński.
- Hodowcy sprzedają około 40 opasów rocznie
Nasz rozmówca dodaje także, iż należy wprowadzić mechanizm cen rekomendowanych oraz zastosować skup interwencyjny wołowiny.
– Cena rekomendowana uwzględnia wszystkie czynniki ekonomiczne, uwarunkowania handlowca i sytuację międzynarodową. W sytuacjach kryzysowych cena rekomendowana oczywiście uwzględnia interes producenta i koszty, czyli tak zwaną opłacalność produkcji, ale w bardzo minimalnym zakresie. Potrzebny jest także zakup na rzecz Agencji Rezerw Materiałowych w ilości 30 tys. ton wołowiny. Moim zdaniem, nie jest to ilość zbyt duża, ale wystarczająca do tego, aby do stycznia 2020 roku ustabilizować rynek wołowiny w Polsce – mówi Krzysztof Tołwiński.
Nadzór Inspekcji Weterynaryjnej
Przewodniczący Federacji Gospodarstw Rodzinnych uważa, że należy wprowadzić zmiany w zatrudnianiu lekarzy weterynarii nadzorujących zakłady mięsne.
– Nie będzie wiarygodności polskiego produktu pochodzenia mięsnego, bez właściwego, wiarygodnego nadzoru inspekcji weterynaryjnej. Musimy wyeliminować z nadzoru coś takiego, jak urzędowy lekarz weterynarii wyznaczony przez powiatowego lekarza weterynarii. Potwierdzeniem moich słów jest zdziwienie Amerykanów, którzy w kwietniu 2018 roku przy eksporcie wieprzowiny oburzyli się, że mięso bada prywatny lekarz weterynarii. Natychmiast trzeba wprowadzić takie rozwiązanie, aby każdy lekarz badający mięso w zakładzie był etatowym funkcjonariuszem publicznym. Dodatkowo, taki lekarz powinien badać mięso w zakładach rotacyjnie. Powinien być co pewien czas przenoszony do innego zakładu. Jeszcze ważną kwestią jest to, że lekarze będący funkcjonariuszami publicznymi powinni być dobrze opłacani. Dzisiaj moja wołowina ma zaniżoną cenę, bo krąży po świecie informacja, że Polacy są niewiarygodni – tłumaczy hodowca.
- Krzysztof Tołwiński wspólnie z żoną Marią i synem Rafałem prowadzi gospodarstwo o powierzchni około 150 ha. Jego specjalizacją jest hodowla bydła mlecznego oraz mięsnego.
Krzysztof Tołwiński podkreśla, że rolnicy tracą na klasyfikacji prowadzonej w ubojniach.
– Klasyfikator oceniający zwierzęta powinien być funkcjonariuszem publicznym niezwiązanym z zakładem. Kosztami zatrudnienia lekarza i klasyfikatora powinno się obciążyć zakłady mięsne, ale w sposób progresywny. Zakład o większym przerobie powinien być opodatkowany w większym stopniu niż małe ubojnie, które rolnikom są potrzebne i powinny się rozwijać.
Józef Nuckowski
Zdjęcia: Józef Nuckowski
Zdjęcie główne: Pixabay