
Jak przyrosty dobowe świń wpływają na rentowność tuczu?
Parametry produkcyjne, które decydują o dochodowości tuczu, to przyrosty dobowe, ilość paszy zjadanej na kilogram przyrostu, czyli FCR, śmiertelność, wybojowość, mięsność i, oczywiście, ceny skupu. Przyrosty u warchlaków i tuczników są kluczowym parametrem produkcyjnym, który decyduje o opłacalności tuczu. Do najważniejszych czynników wpływających na przyrosty należą szeroko pojęte warunki środowiskowe, choroby zakaźne, żywienie i genetyka.
– Im lepsze przyrosty osiągają świnie, tym cięższe sztuki można sprzedać i tym samym obniżyć koszty stałe. W cyklu otwartym im przyrosty dobowe są większe, tym krótszy tucz i większa liczba cykli w roku – mówił Tomasz Kruppa, lekarz weterynarii i współwłaściciel fermy utrzymującej 420 loch, a także prezes Stowarzyszenia Lekarzy Weterynarii GlobalWet.
Jak podkreślał ekspert, błędem jest kładzenie nadmiernego nacisku na jednostkowy koszt paszy. W finalnym rozrachunku nie chodzi bowiem o to, ile kosztuje kilogram paszy, ale żeby wyprodukowanie kilograma żywca kosztowało jak najmniej pieniędzy.
Zatem nierzadko droższa pasza przełoży się na niższy koszt wyprodukowania tucznika. Co najważniejsze, liczy się nie tyle ilość poszczególnych składników w paszy, ile ich jakość. Dlatego należy preferować surowce wysokiej jakości, gdyż tania pasza może oznaczać w konsekwencji drogie żywienie. Najczęstsze problemy zdrowotne wynikające ze złego żywienia to kanibalizm, martwica uszu, krwotoczny zespół jelitowy czy wrzody żołądka.
Jaki koszt produkcji tucznika jest opłacalny dla rolnika?
Obecny koszt produkcji warchlaków we własnym stadzie specjalista wyliczał na 270–320 zł na sztukę. Zakup duńskiego pod koniec lutego to 340–360 zł. Jego zdaniem za granicę opłacalności uważa się wykorzystanie paszy na kilogram przyrostu na poziomie 2,7 kg. Przy takim FCR i śmiertelności 2% ekspert wyliczył koszty produkcji tucznika na 711 zł. Składają się na nie: około 308 zł pasza, 11 zł upadki, 15 zł prąd i woda, 25 zł robocizna, 12 zł weterynaria. Zaznaczył, że rolnicy w gospodarstwach rodzinnych najczęściej, niestety, nie wliczają do kosztów swojej pracy.
– Jeśli FCR wzrośnie do 2,9 kg, a upadki wyniosą 3%, to koszt produkcji tucznika wynosi około 742 zł, gdyż koszt wykorzystanej paszy będzie większy o 22 zł i osiągnie około 330 zł, a upadki będą kosztowały co najmniej 17 zł, nie wliczając wzrostu kosztów weterynaryjnych. Oznacza to, że przy cenie skupu świń 6 zł za kilogram i sprzedaży 125-kilogramowych tuczników dołożymy do produkcji, a wykorzystanie paszy wzrosło niby tylko o 0,2 kg – podkreślał Tomasz Kruppa.
Jeżeli mamy bardzo dobre tuczniki oraz wykorzystanie paszy na kilogram przyrostu na poziomie 2,5 kg oraz śmiertelność wynoszącą tylko 1%, koszt paszy na tucznika zmniejszy się do 285 zł, a upadki nie przekroczą 5 zł. Dzięki temu łączne koszty zamkną się w kwocie 682 zł.
Jeśli porównać najgorsze wyniki z najlepszymi, różnica w kosztach wynosi 60 zł na sztuce. To elementy, na które mamy wpływ w produkcji tuczników – w przeciwieństwie do ceny skupu.
– Kiedy ceny są niskie, to właśnie te wyniki mogą zdecydować, czy będziemy nad kreską, czy pod kreską – mówił Kruppa.
Najlepiej więc, jeśli FCR jest poniżej 2,6 kg na kilogram przyrostu, ale dobrze, gdy osiągamy choćby mniej niż 2,8 kg. Nie zawsze jesteśmy w stanie dokładnie wyliczyć wykorzystanie paszy na kilogram przyrostu – wtedy to właśnie tempo przyrostu jest podstawowym parametrem mówiącym o efektywności żywienia. Pożądane wyniki to przyrosty powyżej 1000 g, natomiast 800 g oznacza bardzo słaby wynik, a 1150 g jest bardzo dobrym.
Jakie choroby najczęściej wpływają na wyniki tuczu?
– Tylko zdrowe zwierzęta szybko i wydajnie przyrastają, a każda choroba powoduje straty. Dlatego wybierajmy zwierzęta o wysokim statusie zdrowotnym. W przypadku zakupu warchlaków z zewnątrz są sytuacje, kiedy możemy zdecydować się na zakup zwierząt o niższym statusie. Może się bowiem okazać, że bardziej ekonomiczne będzie podanie im odpowiednich szczepionek – uważa specjalista.
Dobra kondycja zdrowotna zwierząt to filar efektywnego tuczu. Podczas choroby dochodzi do dużego zróżnicowania wagowego świń w stadzie. Jako standardowe zabiegi weterynaryjne w tuczu ekspert wymieniał szczepienie przeciwko różycy, odrobaczanie i kontrolę adenomatozy.
Immunosupresory, czyli patogeny, które upośledzają funkcjonowanie układu odpornościowego, to przede wszystkim wirus zespołu rozrodczo-oddechowego świń (PRRS), cirkowirusy (PCV), mykoplazmowe zapalenie płuc i grypa. Jak przekonywał Tomasz Kruppa, dzięki kontroli zakażeń PRRS i PCV wiele innych problemów z chorobami znika.
Świnie nie będą w stanie ujawnić swojego potencjału wzrostowego, jeśli nie zapewnimy im optymalnych warunków środowiskowych. Kluczem do sukcesu jest wysoki poziom higieny produkcji. Ważne jest również zapewnienie zwierzętom optymalnej powierzchni bytowej i swobodnego dostępu do paszy i wody. Stanowisko paszowe powinno być maksymalnie na 10 sztuk, a poidło dla 15 świń.
Wydajność tuczu a genetyka – jak wybrać odpowiednie rasy świń?
Do czynników wpływających na optymalne tempo wzrostu zwierząt należy między innymi genetyka. Nie ma jednak jednego określonego genotypu, który sprawdzi się w każdych warunkach. To rolnik musi wybrać taką genetykę, która będzie możliwie jak najlepiej dostosowana do warunków jego gospodarstwa i spełni jego oczekiwania. Przy wyborze należy uwzględnić warunki środowiskowe, rodzaj i jakość paszy, jaką dysponuje gospodarstwo, jakość obsługi zwierząt, a także oczekiwania ubojni. Na parametry tuczu największy wpływ mają rasy ojcowskie (pietrain, duroc oraz linie hybrydowe).
Jak podkreślał dr Tomasz Schwarz z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, polska produkcja świń bazuje na imporcie, również genetyki.
– Krajowe rasy świń nie potrafiły skutecznie obronić się przed napływem genetyki importowanej, ponieważ ich potencjał produkcyjny i idąca za nim opłacalność produkcji nie dawały gwarancji przetrwania na coraz bardziej konkurencyjnym rynku. To otworzyło wrota do wejścia zagranicznych korporacji genetycznych, które skwapliwie z tego skorzystały, przyczyniając się do dalszej redukcji znaczenia i tak już mocno osłabionej genetyki polskiej – uważa dr Schwarz.
Jak społeczne postrzeganie produkcji zwierzęcej wpływa na rentowność polskich gospodarstw?
Doktor Tomasz Schwarz omówił największe zagrożenia dla produkcji świń w Polsce i Europie. Wspomniał o precedensowych wyrokach w sprawie odoru w związku z chowem zwierząt i hałasu z gospodarstw.
W Polsce najgłośniejsza sprawa dotyczyła rolnika, na którego nałożono 120 tys. zł kary za zapach z chlewni, na który skarżyli się sąsiedzi. We Francji 102 tys. euro kary otrzymał rolnik za zapach i hałasy z obory, a inny 8 tys. euro za zapach siana ze stodoły. We Francji obecnie toczy się około 500 takich spraw przeciwko rolnikom.
Zwracał więc uwagę na narastającą społeczno-polityczną krytykę produkcji zwierzęcej, zwłaszcza wielkotowarowej, jako czynnika pogarszającego dobrostan zwierząt i niszczącego środowisko naturalne. Społeczne postrzeganie rolników, w tym agresywna retoryka obrońców praw zwierząt i ekologów, mają olbrzymi wpływ na ograniczanie rozwoju chowu trzody chlewnej.
– W miarę rozwoju społeczeństwa zaznaczyła się tendencja do wypierania niektórych aspektów życia, w tym tych dietetycznych. Człowiek zjadał produkty, ale nie chciał widzieć, a później nawet wiedzieć, skąd one się wzięły. Za tym poszedł marketing i oferowanie żywności coraz bardziej przetworzonej, czyli produkty w handlu niczym nie przypominają swojej formy wyjściowej jako produkty zwierzęce. Brak uświadomienia spowodował, że wielu konsumentów zaczęło uważać, że mleko, jaja i mięso są ze sklepu. Wyparli ze swojej świadomości fakt, że sklep sprzedaje, a nie produkuje – kwituje Tomasz Schwarz.
Ekspert zwracał uwagę na afrykański pomór świń i inne choroby, które przyczyniły się do globalnych zawirowań na rynku oraz wahań rentowności. Wszystko to doprowadziło do radykalnego zmniejszenia liczby gospodarstw utrzymujących świnie, których liczba w Polsce nie przekracza 48,6 tys.
– Wynika to przede wszystkim z widocznej od lat tendencji do długich okresów kryzysu przy relatywnie krótkich okresach prosperity w zakresie rentowności produkcji. To pozwala na przetrwanie na rynku producentom o intensywnej produkcji. Promuje też integrację gospodarstw. Tymczasem w Polsce jest 260 aktywnych grup producentów trzody chlewnej, a średnia wielkość grupy to sześciu członków. Łącznie w grupach zrzeszonych jest 1560 gospodarstw, czyli zaledwie 3,2% – wyliczał dr Robert Schwarz.
Dominika Stancelewska