Polska produkcja zdrowej i tradycyjnej żywności podupada
W samym środku Borów Tucholskich, w otoczeniu lasu powstał mały zakład przetwórczy specjalizujący się w produkcji naturalnych wędlin i wyrobów mięsnych.
– Był czas, kiedy dostarczaliśmy towar do 120 sklepów. Obecnie zaopatrujemy tylko 18. Znacząca większość z nich po prostu już nie funkcjonuje, ponieważ zostały wyparte przez zagraniczne markety oferujące tanie produkty. Tylko w 2022 roku w kraju zlikwidowano około 4 tys. małych sklepów. Niemal 10 tys. zawiesiło swoją działalność. Konsumenci nie patrzą na jakość, tylko na cenę – i tym przyciągają ich duże sieci. Doprowadzimy do tego, że będziemy zależni od tego, co nam przywiozą, bo wykończymy nasze krajowe przetwórstwo – rozkłada ręce Janusz Marcyniuk, właściciel zakładu przetwórczego „Przysmaki z Borów” w miejscowości Wygoda w powiecie kościerskim.
Na obrzeżach Polski są jeszcze małe, lokalne, rodzinne przetwórnie, jak naszego rozmówcy, które bronią się, jak mogą. Zdaniem pana Janusza ostatnie pół roku to jednak kulminacja problemów, takich jak rosnące koszty surowca, opakowań, energii oraz ceny oferowane przez sklepy wielkopowierzchniowe, które znacząco odbiegają od realiów. Z punktu widzenia małych zakładów przetwórczych sytuacja jest dramatyczna i wiele z nich zastanawia się nad zamknięciem.
– Podupada produkcja polskiej zdrowej żywności, brak jest krajowego mięsa, gdyż obecnie hodowla się nie opłaca. Coraz więcej gospodarstw bankrutuje. Młode pokolenie nie chce zajmować się taką produkcją, gdyż nie widzi w tym przyszłości. Polska została uzależniona od importu. Potrzebne są skuteczne inicjatywy dla poprawy produkcji żywności. Inaczej w dłuższej perspektywie może grozić nam głód – kwituje Janusz Marcyniuk.
Natura dookoła i na talerzu
Zakład przetwórstwa mięsa uruchomił na Kaszubach na terenie Wdzydzkiego Parku Krajobrazowego 15 lat temu. Jest to niewielka firma, którą prowadzi wraz z trzema synami, produkująca tradycyjne wyroby kaszubskie, wytwarzane z mięsa czerwonego, białego oraz ryb na bazie tradycyjnych receptur i według regionalnych technologii. W przetwórni stosuje się metodę wędzenia na ciepło i na zimno (przez kilka dni). Zakład przygotowuje również produkty garmażeryjne.
– Teraz mamy tylko 6 własnych sklepów. Zainteresowanie klientów zakupem mięsa i wędlin tak naprawdę widać dopiero pod koniec tygodnia, dlatego obecnie pracujemy 4 dni w tygodniu, w okrojonym składzie, gdyż na skutek trwającej ponad 2 lata pandemii, a teraz wojny i inflacji sprzedaż produktów spadła o 25%. Ceny wytwarzanych wędlin mamy umiarkowane. Na przestrzeni 2 lat podnieśliśmy je o 2–4 zł/kg, a przecież ceny surowca, przypraw, transportu, gazu i prądu wzrosły nawet o 60–100% – mówi właściciel przetwórni.
Jego zdaniem młodzi ludzie są kuszeni reklamami, które pokazują przede wszystkim żywność wysokoprzetworzoną. To pójście na łatwiznę. Dlatego nie tylko produkuje on wędliny i kiełbasy, ale walczy też o rozwój, a właściwie przetrwanie małych przedsiębiorstw oraz rodzinnych firm.
– Produkujemy naturalnie, bez substancji chemicznych, a jedynie w oparciu o dodatek ziół i przypraw. Tak, żeby było smacznie i zdrowo – podkreśla nasz rozmówca.
Sport nauczył Janusza Marcyniuka jak ważne jest zdrowe odżywianie
Ponieważ właściciele prowadzą również samodzielnie sprzedaż, otrzymują informację zwrotną od klientów na temat produktów oraz oczekiwań kupujących. Pan Janusz zwraca olbrzymią uwagę na zdrowe odżywianie, gdyż przez wiele lat uprawiał podnoszenie ciężarów, w którym odnosił sukcesy. Zdrowa naturalna żywność to podstawa dla każdego czynnego sportowca. Dzięki temu, choć ma 68 lat, wciąż zadziwia młodszych kolegów podczas wyciskania 160 kg na siłowni. Sporty siłowe ukształtowały jego charakter i silną wolę.
– Musimy walczyć o patriotyzm konsumencki. Jako klienci nie sięgamy po dobry produkt polskiego pochodzenia, tylko tani. Jeśli chcemy spożywać żywność dobrej jakości, nie możemy sugerować się tylko ceną. Oczywiście, tanie mięso oferowane klientom sieci handlowych jest wielu osobom na rękę, jednak w dalszej perspektywie doprowadzi do zrujnowania całej polskiej branży mięsnej. Sprzedaż po zaniżonych cenach prowadzona przez sklepy wielkopowierzchniowe doprowadzi takie zakłady, jak mój, do bankructwa. Brak reakcji władz państwowych na stosowane praktyki jest dla mnie niezrozumiały i irracjonalny – twierdzi Janusz Marcyniuk.
Jak podkreśla, mali przedsiębiorcy muszą dziś mieć mocne nerwy, aby funkcjonować na tak trudnym, nieprzyjaznym rynku.
Ceny dumpingowe sieci handlowych wykańczają polskich przetwórców. Co na to UOKiK?
Przedstawiciele przetwórców zwrócili się do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, aby wszczął kontrolę i zbadał zjawiska zachodzące na rynku mięsa wieprzowego. Stowarzyszenie Rzeźników i Wędliniarzy złożyło nawet do UOKiK zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa, podając przykład jednego ze sklepów wielkopowierzchniowych, w którym oferowany był schab w cenie 11,86 zł/kg, podczas gdy zakłady mięsne w hurcie mogły zakupić ten sam element za 19 zł. Zaniżanie cen mięsa w sklepach jest znane prezesowi UOKiK, ale, jak twierdzi, nie może nic z tym zrobić, ponieważ takie „promocje” są legalne. Zaznaczył jedynie, że przyjrzy się problemowi. Wiadomo jednak, iż sieci handlowe mają dużą siłę nabywczą, co umożliwia im oferowanie niskich cen produktów i wprowadzania różnego typu promocji.
– Duże firmy sprowadzają tańsze mięso z zagranicy po cenach konkurencyjnych w stosunku do skupu wieprzowiny w Polsce. Mięso to nastrzykują, aby uzyskać jego większą masę i puszczają do sieci po bardzo niskich cenach. W rezultacie doprowadza to do ograniczania lub zamykania produkcji przez rolników i pogłębiania się trudnej sytuacji w całym sektorze wieprzowiny w kraju. Konsekwencją likwidacji stad trzody chlewnej i niepodjęcia odpowiednich działań może być w rezultacie zapaść na rynku wieprzowiny – uważa Marcyniuk.
Potrzebne są rozwiązania chroniące rodzinne, lokalne przedsiębiostwa
Wie, o czym mówi, gdyż prywatną działalność prowadzi od 45 lat. Zaczynał od niewielkiej firmy produkującej żaluzje okienne, która po 10 latach na tyle się rozwinęła, że zatrudniała prawie 350 osób. Później przekształciła się w holding o profilu budowlanym. Od kiedy pamięta, w każdej branży wchodził duży kapitał zachodni, za którym stały tamtejsze banki, po to, aby osłabić polskie firmy. Jego zdaniem to właśnie firmy z zagranicznym kapitałem oferujące dumpingowe ceny przyczyniły się do powolnego niszczenia jego wieloletniego dorobku oraz innych podobnych mu małych podmiotów gospodarczych.
– Mały rolnik, mała firma bez pomocy państwa sobie nie poradzą. Potrzebne są rozwiązania chroniące rodzinne przedsiębiorstwa oferujące tradycyjne lokalne produkty bądź usługi. Jeżeli na wypadek konfliktu zbrojnego zachodnie korporacje opuszczą nasz kraj, to tylko to nam pozostanie. A póki co te korporacje ustalają takie warunki współpracy i ceny, jakie im pasują, i nie pozwalają zaistnieć małemu, lokalnemu producentowi. Rząd powinien zmienić przepisy, aby firmy produkujące polską tradycyjną żywność miały możliwość sprzedaży w dobrych lokalizacjach na uproszczonych warunkach. W sklepach wielkopowierzchniowych powinien znaleźć się wyraźnie oznaczony obszar 25–30% przeznaczony na produkty tradycyjne, a nie tak jak teraz, gdy wszystko jest pomieszane z wyrobami przemysłowymi – postuluje Marcyniuk.
Coraz więcej rolników rezygnuje z hodowli świń i likwiduje swoje stada
Zenon Lubecki z Dziemian dziś pracuje w przetwórni „Przysmaki z Borów”, ale jeszcze 3 lata temu utrzymywał świnie w cyklu zamkniętym i sprzedawał rocznie około 150 tuczników. Jednak dłużej nie mógł dokładać do produkcji i zlikwidował stado. Konieczność spełnienia wymogów bioasekuracji nie pozostała bez wpływu na decyzję o rezygnacji ze świń, gdyż były to dodatkowe koszty.
– Obecnie nikt w mojej wsi nie zajmuje się produkcją trzody chlewnej. W gminie pozostało dwóch rolników oraz dwie duże fermy. Ziemia w okolicy jest słaba, więc zbiory z 20 ha nie są rewelacyjne. Cieszę się, gdy uzyskam 4 tony ziarna z hektara – opowiada Zenon Lubecki.
Na dodatek kosmicznie drogie nawozy mogą pogorszyć jego plony, bo nie będzie go stać na ich zakup. Prowadzenie małego gospodarstwa, w jego opinii, staje się coraz mniej opłacalne. Stąd konieczność szukania dodatkowych zajęć.
– Nie mogą tyle kosztować nawozy w państwie, które ma wpływ na zakłady azotowe i powinno szybko reagować. Nawóz musi trafić do rolnika po normalnej, akceptowalnej cenie. Inaczej ziemia będzie leżeć odłogiem, a młodzi wyjadą za granicę – tłumaczy gospodarz.
– Rolników zajmujących się produkcją zwierzęcą oskarża się o zmiany klimatyczne na świecie i twierdzi się, że mięso może być zastąpione warzywami i białkiem wyhodowanym w laboratorium. To bzdury. Konieczna jest edukacja konsumentów, aby wiedzieli, co jest dobre, a co tylko propagandą, bo kierunek jest bardzo niepokojący, a czasu mamy bardzo mało, aby odwrócić ten trend – dodaje Janusz Marcyniuk.
Co z tego, że pojawiają się nabory wniosków na dofinansowanie działalności przedsiębiorstw bądź rolników, kiedy terminy ich złożenia od momentu ogłoszenia pomocy są zazwyczaj bardzo krótkie, a nawet jeśli się uda, to w bardzo wielu przypadkach niemożliwe jest wręcz spełnienie wszystkich wymogów.
– Te pieniądze są chyba dla tych, którzy o nich wcześniej wiedzą, bo nikt normalnie funkcjonujący, zapracowany nie rzuci wszystkiego, aby zająć się tylko papierami. Musimy przeanalizować nasze możliwości, skutki zobowiązań, przygotować odpowiednie biznesplany. Szumnie ogłasza się pomoc finansową, a w praktyce niewielu się do niej zakwalifikuje. Ale o tym już się nie mówi – irytuje się Janusz Marcyniuk.
Nalezy ochronić rodzinne gospodarstwa produkujące zdrową żywność
Za wieloletnią pracę w sektorze rzemiosła był wielokrotnie nagradzany. Przez szereg lat pełnił funkcję członka Rady Spółdzielni Rzemieślniczej, a także wiceprezesa zarządu Polskiej Izby Prywatnego Przemysłu i Handlu, na bazie której powstała Krajowa Izba Gospodarcza.
– W 1990 roku w ogólnopolskim konkursie zostałem uhonorowany tytułem „Menedżer publiczności”, a w 2002 roku powołałem Fundację Wspierania Przedsiębiorczości w Regionie Pomorza. Jestem też członkiem Stowarzyszenia Rzeźników i Wędliniarzy i uważam, że to od nas zależy, czy ochronimy rodzinne gospodarstwa produkujące zdrową żywność i małych przetwórców działających regionalnie – twierdzi pan Janusz.
Nie sposób wymienić wszystkich inicjatyw, w których brał udział na przestrzeni wielu lat swojej aktywności zawodowej. Ponieważ jednak sport jest nieodłączną częścią jego życia do dziś, nie mniej ważna jest odznaka „Zasłużony Działacz Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów”. Dzielnie dźwiga więc też ciężary życia codziennego i się nie poddaje.