Polskie rolnictwo potrzebuje wsparcia i ochrony
Leszek Galemba w kwietniu bieżącego roku zastąpił na stanowisku przewodniczącego komisji rolnictwa i rozwoju wsi Roberta Telusa – w związku z objęciem przez niego funkcji ministra. Wcześniej był wiceprzewodniczącym komisji. W trakcie całej kadencji odbyło się 215 jej posiedzeń i skierowano do niej 72 projekty ustaw, z czego sejm uchwalił 60.
– Za jedną z najistotniejszych dla branży uważam ustawę o Funduszu Ochrony Rolnictwa, która ma gwarantować wypłacanie za pośrednictwem Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa rekompensat rolnikom, którzy nie otrzymali zapłaty za produkty rolne dostarczone podmiotowi prowadzącemu działalność w zakresie skupu, przechowywania czy przetwórstwa, gdyż stał się on niewypłacalny. Ochrona rolników przed niewypłacalnością firm, przed nieuczciwymi praktykami handlowymi czy wykorzystywaniem przewagi kontraktowej to ważne rozwiązania pomagające w rozwoju produkcji i ułatwiające życie. Podobnie jak zagwarantowanie cen minimalnych za sprzedawane z gospodarstwa produkty. Dlatego wraz z ministrem rolnictwa poczyniliśmy działania do opracowania nowej ustawy o gwarantowanych cenach skupu poszczególnych surowców wytwarzanych przez rolników. Za wzór wykorzystujemy rozwiązania stosowane w Hiszpanii. W tym celu odwiedziliśmy tamtejsze spółdzielnie, producentów, rozmawialiśmy z przedstawicielami branży, aby sprawdzić możliwość przeniesienia przepisów na nasz grunt, i wydaje się to realne. Ustawa jest już opracowywana w sejmie – twierdzi Leszek Galemba.
{embed_photo_L50_tpr}402043{/embed_photo_L50_tpr}
Jak wyjaśnia, oznaczałoby to, że cena oferowana rolnikom nigdy nie spadłaby poniżej opłacalności w danym okresie. Gwarancja ta miałaby chronić rolników przed stratami w momentach złej koniunktury na rynku.
– To tak jak w przypadku pracowników wynagrodzenie nie może być niższe od płacy minimalnej. Uważam jednocześnie, że najlepszym sposobem na podniesienie rentowności produkcji jest sprzedaż bezpośrednia towarów z gospodarstwa w ramach rolniczego handlu detalicznego. Dzięki temu można ominąć pośredników i uzyskać godziwe ceny, a konsumenci bardzo chętnie kupią wysokiej jakości produkty rolne prosto od producenta – wyjaśnia Leszek Galemba.
Budowa obiektów inwentarskich musi być łatwiejsza
Leszek Galemba prowadzi gospodarstwo wspólnie z synem Gilbertem. Na posiadanym areale uprawiają głównie zboża, które pokrywają większość zapotrzebowania na paszę dla zwierząt. Są to pszenica, pszenżyto, jęczmień, a ponadto kukurydza do zakiszania oraz rzepak. Do 2004 roku w gospodarstwie były utrzymywane maciory w liczbie 200 sztuk, jednak ze względu na brak opłacalności chowu w cyklu zamkniętym rolnicy zlikwidowali stado podstawowe. Koniunktura była taka, że bardziej opłacało się kupić prosięta, które wówczas były tanie, i wstawić je do tuczu. Pomieszczenia dla loch gospodarze przerobili na tuczarnię, stopniowo rozbudowywali chlewnie i prowadzili chów świń w cyklu otwartym bazujący na systemie żywienia na mokro, który bardzo dobrze się sprawdzał.
W 2015 roku Galembowie rozpoczęli nową inwestycję. Powstała chlewnia dla loch i prosiąt z systemem żywienia na mokro, który jest rzadkością w przypadku macior w naszym kraju. Technologia ta jest powszechna raczej w Danii czy Niderlandach. Obecnie rolnicy utrzymują ponad 600 macior. Część prosiąt sprzedają, reszta trafia do tuczarni. Produkcja odbywa się w rytmie tygodniowym w oparciu o grupy po 28 loch. W chlewni jest 5 komór porodowych.
– Bez rozbudowy i zwiększania skali produkcji trudno przetrwać na rynku. W dużych stadach łatwiej obniżyć jednostkowe koszty chowu świń – uzyskuje się efekt skali i łatwiej konkurować, oferując duże partie surowca. Rolnicy muszą myśleć o tworzeniu grup, nawiązywaniu współpracy z sieciami handlowymi, zapewnianiu całosamochodowych dostaw. Jest to, oczywiście, trudne w sytuacji, w której straciliśmy możliwość kontroli polskiego przetwórstwa, gdyż większość firm ma kapitał zagraniczny. Dotyczy to chociażby dużych zakładów ubojowych, które często sprowadzają półtusze z zagranicy, a ich właściciele wspierają bardziej swoich producentów, nie bacząc na polskich rolników i ich sytuację – uważa Leszek Galemba.
Jego zdaniem do odbudowy krajowego pogłowia trzody chlewnej w największym stopniu mogą przyczynić się dopłaty do loch, ale musi być to pomoc cykliczna. Najbardziej jednak potrzebna jest stabilizacja cen i dochodów.
– Budowa obiektów inwentarskich musi być łatwiejsza. W tym celu konieczne są uchwalone przez gminy plany zagospodarowania przestrzennego. Wówczas będzie można uniknąć niepotrzebnych konfliktów w lokalnej społeczności. Obecnie bardzo wiele inwestycji jest oprotestowywanych, wstrzymywanych – podkreśla nasz rozmówca.
Oszczędności 50 zł na sztuce dzięki płynnemu żywieniu
W 2021 roku w gospodarstwie powstała kolejna chlewnia z systemem płynnego karmienia świń – tym razem tuczarnia na 2 tys. stanowisk. Zdaniem właścicieli utrzymywanie zarówno loch, jak i tuczników jest szansą na większą stabilizację. Inwestycja w automatyzację pozwala z kolei obsłużyć chlewnie samemu, a instalacja mokrego karmienia utrzymywać zdrowe zwierzęta i obniżyć koszty żywienia o około 30% w porównaniu z paszami suchymi. Głównie dzięki wykorzystaniu tańszych komponentów oraz niższemu zużyciu paszy na kilogram przyrostu.
– Nie mamy wpływu na cenę żywca. Jedyne, co możemy obniżać, to koszty produkcji. Nam udaje się to dzięki żywieniu wszystkich świń na mokro. Jako produkt uboczny przemysłu spożywczego wykorzystujemy serwatkę, którą regularnie kupujemy z OSM Koło. Codziennie do gospodarstwa przyjeżdża 25 tys. litrów serwatki, która zawiera około 5–6% suchej masy i jest wykorzystywana na bieżąco. Rocznie zużywamy około 9 mln litrów tego komponentu. Stosujemy również kiszone w rękawach foliowych zmielone ziarno kukurydzy. Zwierzęta dobrze przyrastają, są zdrowe i uzyskują wysoką mięsność. Ponadto taki system bardzo ułatwia pracę na fermie, umożliwia sprawną kontrolę zwierząt. Mniejsze są też straty paszy niż przy podawaniu na sucho, świnie nie marnują jej tyle przez rozsypywanie, a to także oszczędność – opowiada Leszek Galemba.
Jak dodaje syn posła, Gilbert Galemba, płynne żywienie sprawia, że koszty żywienia są niższe o jakieś 50 zł na sztukę w porównaniu z paszami suchymi, co pozwoliło im w czasach niskich cen w skupie żywca nie tylko przetrwać załamania rynkowe, ale jeszcze inwestować. W skład dawki paszowej wchodzą: mielone kiszone ziarno kukurydzy, serwatka, woda, koncentrat białkowy oraz śruta z pszenicy, pszenżyta i jęczmienia. Instalacja tworzy obieg zamknięty, w którym przez cały czas krąży wytworzona zupa. Podczas jej zadawania do koryt najpierw trafia pasza, która pozostała w rurach. Instalacja jest myta za pomocą gorącej wody co dwa tygodnie w tuczarni i co tydzień w chlewni dla loch. Co pewien czas także z wykorzystaniem środków dezynfekcyjnych. W sektorze porodowym instalacja płynnego żywienia jest przepłukiwana wodą po każdym karmieniu, co dodatkowo zwiększa higienę.
Dawka żywieniowa dla świni powinna być precyzyjna
W systemie na mokro lochy otrzymują paszę zgodnie z ustalonymi krzywymi żywienia, tak więc dawka jest dostosowana do każdej sztuki, jej kondycji, stanu fizjologicznego oraz liczby odchowywanych prosiąt. W przypadku loch prośnych także wydzielono stanowiska żywieniowe i każda maciora otrzymuje określoną dawkę paszy płynnej. Są utrzymywane w grupach po 14 sztuk i dobrane pod względem wiekowym i wagowym, więc żywienie jest ułatwione.
– Pasza o takiej samej konsystencji i formie powinna być stosowana dla wszystkich zwierząt, co zmniejsza u nich stres. Zasada ta dotyczy również żywienia macior. Maciory karmiące powinny też pobierać dużo paszy i pić dużo wody, dlatego karma mokra jest dla nich lepsza od suchej – wyjaśnia Gilbert Galemba.
Budynek został wyposażony w mikser do paszy dla loch o pojemności 2400 litrów oraz mikser dla prosiąt o pojemności 750 litrów. Dodatkowo w kuchni zainstalowano pompę wirnikową o mocy 4 kW, zbiornik na wodę o pojemności 2 tys. litrów i dozownik płynów. Kuchnia paszowa jest napełniana z silosów na komponenty sypkie oraz silosu na serwatkę. Rolnicy zainwestowali również w śrutownik i silosy paszowe. Jedynie prosięta przy maciorach otrzymują sypki prestarter zadawany ręcznie, ale przed odsadzeniem przechodzą na paszę mokrą, która jest mieszana z wodą i podawana w karmidłach.
Gospodarze uzyskują około 30 prosiąt od lochy rocznie. Są one odsadzane w 28. dniu życia, a na odchowalni przebywają 8 tygodni, do osiągnięcia ponad 30 kg masy ciała. Każda komora odchowalni mieści do 350 prosiąt, czyli do jednej trafiają prosięta od grupy 28 loch. W odchowalni dla prosiąt zamontowane są krótkie koryta z sensorami i pasza jest uzupełniana stale, a prosięta mają do niej dostęp przez cały czas. W tuczarni natomiast zastosowano tzw. długie koryta, czyli wszystkie świnie pobierają paszę jednocześnie, która jest zadawana trzy razy na dobę. Kiedy zwierzęta są przy korycie, istnieje możliwość ich obserwacji, wyłapania, czy jakieś sztuki nie są przypadkiem chore, osowiałe, skaleczone. Tuczniki są karmione według krzywej żywienia, która zmienia się zgodnie z ich wiekiem.
Odpowiednie zaplecze
Oprócz sektora porodowego w chlewni znajdują się sektor inseminacji loch oraz sektor loch prośnych. Dodatkowo wydzielono mniejsze pomieszczenia dla knurów i odchowalnię loszek remontowych. W sektorze loch luźnych znajduje się 176 kojców indywidualnych. W pomieszczeniu dla loch prośnych zamontowano kojce koszowe, które można podnieść do góry i dzięki temu tworzy się więcej przestrzeni potrzebnej w utrzymaniu grupowym loch. W przypadku loch prośnych także wydzielono stanowiska żywieniowe i każda maciora otrzymuje określoną dawkę paszy płynnej. W kojcach inseminacyjnych znajduje się długie koryto, które przypada na 7 sąsiadujących ze sobą macior. Dlatego zwierzęta są segregowane według kondycji. Dawka jest wydawana dwa razy dziennie w ilości około 10 kg zupy na zwierzę.
Budynki są wyposażone w system wentylacji wymuszonej. W tuczarni zainstalowano regulowane klapy wlotowe oraz kominy wyciągowe. W porodówkach świeże powietrze wchodzi z zewnątrz za pomocą czerpni, a następnie przepływa pod podłogą. Chlewnia jest ogrodzona betonowym płotem. Silosy paszowe znajdują się poza nim, więc samochody z paszą nie podjeżdżają do budynku. Zwierzęta są natomiast przewożone własnym transportem, również do zakładu ubojowego. Wejście do budynku odbywa się przez tzw. śluzę sanitarną, wyposażoną w prysznic, oraz część brudną, gdzie pozostawia się odzież i obuwie, a po drugiej stronie można się przebrać w odzież wykorzystywaną do pracy na fermie. Sprzęt wnoszony do chlewni poddawany jest bądź to odkażaniu środkami dezynfekcyjnymi, bądź działaniu promieni lampy UV.