Gospodarstwo wisiało na włosku
– Trzodę chlewną utrzymuję od 2019 roku, zaczynałem od 150 prosiąt, a teraz mam własne maciory w ilości 30 sztuk. Chociaż 2 lata temu było bardzo ciężko, gdy pszenżyto kosztowało 1200 zł za tonę, a za kg żywca wieprzowego płacono 4 zł. Gdyby nie pomoc związana z wyrównywaniem dochodów z ARiMR, to dziś pewnie nie byłbym już prawdziwym rolnikiem, tylko poszedłbym do pracy, a rolę uprawiałbym hobbystycznie – podkreślił Jarosław Juszczak.
Rolnik skorzystał z pomocy na wyrównanie kwoty obniżonego dochodu dla producentów świń, ale nie w pierwszym rozdaniu, tylko w późniejszym terminie, jednak i tak jest bardzo zadowolony z tego faktu, bo było to: być albo nie być dla jego hodowli.
Sytuacja na rynku świń uległa poprawie
– Nie skorzystałem z pierwszej fazy tego programu, gdyż akurat wtedy zwiększałem pogłowie i produkcję. Dopiero w drugim etapie pojawiła się możliwość pomocy dla takich gospodarstw jak moje. W poprzednim roku i w tym, z opłacalnością trzody chlewnej nie jest źle, głównie ze względu na niskie ceny zbóż. Wreszcie mamy jakieś zadośćuczynienie za męki, jakie przechodziliśmy we wcześniejszych latach jako trzodziarze. Chociaż z drugiej strony, niskie ceny zbóż wcale nie są dobre nawet dla producentów świń, ponieważ wiele gospodarstw wróci do tuczu i ceny żywca spadną na łeb na szyję. Takie niekorzystne zachowania rynkowe wynikają z braku stabilizacji cen wszystkich płodów rolnych zarówno roślinnych, jak i zwierzęcych i tracą na tym wszyscy rolnicy – stwierdził Jarosław Jaszczuk, który chciałby jeszcze powiększyć swoje stado świń, ale nie ma możliwości zakupu działki pod nową chlewnię, a posiadane siedlisko jest zbyt
wąskie.
Jak trudno spełnić warunki bioasekuracji?
Zdaniem Jarosława Jaszczuka, jeśli ktoś jest nastawiony na towarową produkcję świń i dalej chce to robić, to nie ma większych trudności ze spełnieniem warunków bioasekuracji. Zwłaszcza wymóg ogrodzenia jest w jego opinii potrzebny, widzi też zalety mat dezynfekcyjnych przy czym są one bardzo drogie. Siatki w oknach też są do zaakceptowania. Jednak przeraża go biurokracja i papierologia z tym związana.
– Jest wiele niepotrzebnych wymogów, które w ogóle nie mają znaczenia w zabezpieczeniu stada przed ASF-em, a nam hodowcom tylko zwiększają ilość obowiązków. Mam na myśli spisywanie stanu sztuk w każdym budynku z uwzględnieniem każdego przemieszczenia sztuki np. lochy z porodówki do sektora z lochami do krycia czy też każdego prosięcia na odchowalnię. Efekt jest taki, że jak wieczorem zmęczony usiądę do dokumentów muszę nieźle się nagłowić i stracić niemało czasu, żeby nikt nie przyczepił się do tej dokumentacji – zaznaczył rolnik.
Rolnik widzi zagrożenie w Zielonym Ładzie
Na koniec rozmowy Jarosław Jaszczuk dodał, że jest mocno zaniepokojony unijną polityka Zielonego Ładu, która m.in. zakłada liczenie śladu węglowego. W jego opinii, jak i wielu innych rolników, ta błędna polityka doprowadzi do jeszcze wyższych kosztów produkcji i sytuacji, że unijne, w tym polskie, rolnictwo nie będzie konkurencyjne i utracimy rynki eksportu, co już się dzieje np. w przypadku mleka w proszku. Nowa Zelandia produkuje proszek mleczny znacznie taniej, bo są tam niższe koszty produkcji i wypiera europejskich producentów z rynków afrykańskich.
Andrzej Rutkowski
Fot. Dróżdż