Producenci trzody chlewnej są u kresu ekonomicznej wytrzymałości. Frustracja narasta. Rolnicy zawiązali komitety protestacyjne i podczas pikiet w Tucholi oraz Sępólnie Krajeńskim, w których uczestniczyło ponad 100 gospodarzy, ogłosili swoje postulaty.
– Przy obecnej cenie za kilogram żywca, wynoszącej często dużo poniżej 4 zł, o jakiejkolwiek rentowności nie ma mowy. Pasza jest droga, a nam bardziej się opłaca sprzedawać zboże, niż męczyć z produkcją tuczników. Zresztą zakłady od nas ich nie chcą. Najgorzej było przed świętami. Na odbiór trzeba było czekać nawet cztery tygodnie. Traciliśmy podwójnie, ponieważ zwierzęta przerastały, a my musieliśmy ponosić nakłady związane z ich dalszym żywieniem. Teraz już wiemy, że tuczniki są kupowane ze znacznym opóźnieniem i dlatego o tym, że są gotowe do odbioru, informujemy znacznie wcześniej, kiedy ich waga jest dużo poniżej 100 kg – mówi Bartosz Górnowicz z Bladowa w gminie Tuchola, który w kilkunastohektarowym gospodarstwie utrzymuje 6 loch oraz 60 tuczników.
Rolnicy informują, że jako oficjalny powód braku skupu zakłady podają mizerny popyt na mięso wieprzowe i jego wyroby. Nieoficjalnie ustalili zaś, że firmy zwożą ogromne ilości półtusz z zagranicy.
- W połowie stycznia przed Urzędem Miejskim w Tucholi pojawili się producenci trzody chlewnej. Protestowali przeciwko niskiej cenie skupu świń oraz braku popytu na ich surowiec ze strony zakładów mięsnych
– Wszyscy wiemy, że przyjeżdża do nas mięso z Zachodu. Rząd powinien podjąć działania, które sprawią, że wiedzę o tym będą mieć nie tylko rolnicy, ale wszyscy konsumenci. Nie możemy pogodzić się z tym, że wątpliwej jakości wieprzowina przyjeżdża do nas i jest przetwarzana, a następnie zrobione z niej wędliny są oznaczane jako tradycyjne polskie z etykietą zakładu, który u nas w kraju mięso zapakował. Domagamy się, aby został stworzony rzetelny system znakowania, dzięki któremu klienci w sklepie mogliby się dowiedzieć, czy kiełbasa została zrobiona z dobrej wieprzowiny wyprodukowanej w Polsce, czy też w Dani bądź Niemczech. Niezrozumiałe dla nas jest, że zakłady mięsne nie chcą naszych świń, zaś pośrednicy oferują nawet 30–40 gr. więcej niż masarnie – mówi Mateusz Sass z Małej Kolonii, który w 45-hektarowym gospodarstwie prowadzi produkcję trzody chlewnej w cyklu zamkniętym dzięki utrzymywaniu 30 loch.
Rolnik jest jednym z inicjatorów powołania komitetu protestacyjnego na terenie powiatu tucholskiego. Identyczny komitet powstał także w ościennym powiecie sępoleńskim.
- Kilka dni po proteście w Tucholi producenci trzody pojawili się także przed Starostwem Powiatowym w Sępólnie Krajeńskim. Dyskutowali między innymi o przeprowadzeniu radykalniejszych form sprzeciwu wobec fatalnej sytuacji na rynku trzody
Bez pośredników
– Załamanie cen tuczników to klęska dla gospodarstw, które zajmują się produkcją prosiąt. Rolnicy, którzy dorabiali wytwarzaniem tuczników na mniejszą skalę, rezygnują z tego. Bardziej opłaca się bowiem sprzedaż zboża niż zużywanie go do żywienia warchlaków. Ceny prosiąt są niebywale niskie. Do tego nikt nie chce teraz ich ode mnie kupować – mówi Artur Fifielski z Jastrzębia w gminie Więcbork, którego gospodarstwo specjalizuje się w sprzedaży prosiąt od 13 loch.
- – Pasza jest droga, dlatego bardziej opłaca się sprzedawać zboże, niż męczyć się z produkcją tuczników – mówił Bartosz Górnowicz
W związku z krytyczną sytuacją na rynku producenci trzody chlewnej wspierani przez hodowców bydła mlecznego i opasowego opracowali dwanaście postulatów. Uważają, że ich realizacja pozwoliłaby na poprawę trudnej sytuacji ekonomicznej polskich gospodarstw. Rolnicy domagają się między innymi: podjęcia natychmiastowych działań mających na celu zmianę cen żywca wieprzowego, dodatkowych dopłat dla producentów utrzymujących minimum 10 i maksimum 50 loch, wprowadzenie przepisów nakładających obowiązek znakowania produktów rolno-spożywczych flagą kraju produkcji, wyeliminowania pośredników w obrocie nieprzetworzonych surowców rolnych, wprowadzenia regulacji prawnych ograniczających tucz nakładczy, a także urealnienia cen środków do produkcji rolnej.
Ceny nawozów rosną, gdy rolnicy dostaną dopłaty
– Kiedy tylko pojawiają się informacje o wypłacie zaliczek dopłat bądź pomocy udzielanej w wyniku wystąpienia klęski żywiołowej, od razu ceny środków do produkcji rolnej rosną. Uważamy, że jest to sztuczne zawyżanie cen, zwłaszcza jeśli chodzi o nawozy. Te ostatnie są przecież wytwarzane w koncernach, których właścicielem jest Skarb Państwa. Kiedy tylko zaczyna się akcja wypłat środków przez Agencję, pod byle pretekstem jest ograniczana produkcja nawozów, a ich ceny rosną. Jest to zwykłe wyłudzanie pieniędzy od rolników. Uważamy też, że bez dopłat ulegnie likwidacji krajowa produkcja prosiąt. Gospodarstw prowadzących chów w cyklu zamkniętym jest coraz mniej. Skoro można było dopłacać do krów i owiec, można to zrobić także do loch. Jeśli nie będzie gospodarstw produkujących prosięta, krajowa produkcja trzody zostanie zdominowana przez tucz nakładczy. Za kila lat wyrządzi on ogromne szkody całemu polskiemu rolnictwu – mówi Tadeusz Pieczywek, przewodniczący komitetu protestacyjnego rolników powiatu sępoleńskiego, który w swoim gospodarstwie rocznie produkuje około 800 tuczników.
- – Bez dopłat upadnie krajowa produkcja prosiąt, a będzie rozwijał się tylko tucz nakładczy – twierdził Tadeusz Pieczywek
W pikietach protestacyjnych w Tucholi i Sępólnie uczestniczyli także rolnicy z powiatów człuchowskiego, chojnickiego oraz świeckiego. Wśród rolników trwały dyskusje na temat zaostrzenia form protestu. Producenci rozważali przeprowadzenie radykalniejszych akcji wyrażenia swojego niezadowolenia, z blokadą wybranych dróg krajowych włącznie. Na Pomorze mieli przyjechać przedstawiciele ruchu Agro Unia. Rolnicy planowali stworzenie struktur tej organizacji w kilku pomorskich powiatach. Postulaty protestacyjne mają zostać przekazane ministerstwu rolnictwa. Członkowie komitetów protestacyjnych wystosowali zaproszenie i wyrazili wolę spotkania w Sępólnie Krajeńskim z ministrem rolnictwa.
- – Niezrozumiałe jest, że zakłady mięsne nie chcą świń, zaś pośrednicy oferują 30–40 groszy więcej niż masarnie – mówił Mateusz Sass
Tomasz Ślęzak