– Po rasie limousine, w moim przypadku po matce, odziedziczają bardzo dobre przyrosty no i mocne umięśnienie, zaś po herefordzie, po ojcu, są nadal spokojne o łagodnym usposobieniu oraz niewybredne pod względem żywieniowym, dzięki temu nie stosujemy żadnych pasz z zakupu oprócz dodatku mineralno-witaminowego, nawet na okres w miarę intensywnego opasu po odsadzeniu – wyjaśnił Paweł Brzóska.
Rosną z dobrych objętościówek
Rolnik wcześniej opasał buhajki z zakupu, jednak napotykał trudności już od samego początku. Miał problemy ze zdobyciem zdrowych i wyrównanych cieląt. Ponadto zazwyczaj były to sztuki od krów mlecznych znacznie słabiej przyrastające, a zużywające przy tym większe ilości paszy niż rasy mięsne czy chociażby mieszańce z tymi rasami. To właśnie dlatego poszedł w kierunku stada mamek. Drugi czynnik, jaki za tym przemawiał, to słaba, a właściwie żadna, opłacalność chowu trzody chlewnej.
Hereforda wybrał ze względu na jego łagodny charakter oraz jak sam to określił, za bezproblemowy chów, co wynika z dużej zdrowotności tego bydła oraz małych wymagań żywieniowych. Zdaniem Pawła Brzóski, herefordy to bydło...