StoryEditorWiadomości rolnicze

Złe wyniki to niska rentowność

12.06.2014., 12:06h
Polscy producenci trzody chlewnej w znacznej większości nie nadążają za konkurencyjnością i przegrywają z hodowcami z innych krajów. Stąd tak gwałtowny spadek pogłowia świń w kraju w ciągu ostatnich lat i tak niski poziom samowystarczalności, jeśli chodzi o produkcję wieprzowiny – uważa prof. Zygmunt Pejsak z Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach.  

Zdaniem prof. Zygmunta Pejsaka rentowność produkcji zwierzęcej, w tym chowu świń, będzie coraz mniejsza, ponieważ ceny surowców rosną. Natomiast konkurencja na rynku będzie coraz większa.

– Przy teoretycznie bardzo korzystnych uwarunkowaniach do produkcji świń w 2013 roku zaimportowaliśmy ok. 603 tys. ton wieprzowiny (ekwiwalent ok. 7,5 mln tuczników) oraz 3,6 mln warchlaków. Wyeksportowaliśmy natomiast 438 tys.  ton wieprzowiny (ekwiwalent 5,4 mln tuczników) – mówił profesor podczas Forum Zootechniczno-Weterynaryjnego w Poznaniu.

Główną przyczyną likwidacji stad jest nieopłacalna produkcja. Jednak wcale nie wynika ona z niskich cen żywca czy wysokich cen pasz, które u nas są często niższe niż w innych krajach Unii. Ceny żywca natomiast wcale nie odbiegają od unijnych. Według specjalisty przyczyną nieopłacalnej produkcji jest niska efektywność chowu.

– Mniej niż 1% gospodarstw prowadzi dokumentację hodowlaną, dzięki której rolnik wie, jakie uzyskuje wyniki w gospodarstwie. Jeżeli ktoś nie liczy, to nawet nie jest w stanie określić, czy zarabia na produkcji świń, czy traci. Trudno nawet porównywać średnie wyniki w naszym kraju z innymi przodującymi w produkcji trzody chlewnej, ponieważ nie mamy na czym bazować – twierdził Zygmunt Pejsak. – Pamiętajmy, że mamy wolny rynek i zakłady mięsne będą kupowały tam, gdzie jest taniej. A dzięki obniżaniu kosztów produkcji można oferować wieprzowinę w konkurencyjnej cenie i nikt nie będzie bawił się tutaj w sentymenty.

Nasze tuczniki
jedzą więcej

Jak podkreślał ekspert, jeżeli porównamy zużycie paszy, to średnio nasz tucznik zjada o 50 kg paszy więcej niż w UE. Gdy pasza kosztowała 600 zł za tonę, to ta starta wynosiła na tuczniku 30 zł. Dziś, gdy kosztuje 1300 zł − tracimy już 65 zł. Od lochy uzyskujemy co najmniej 5 prosiąt w roku mniej niż średnia unijna. Czyli niska rentowność to przede wszystkim złe wyniki produkcyjne. Bo roczny koszt utrzymania lochy to ok. 2 tys. zł.

– Gdy mamy 18 tuczników od maciory, to nasz zysk wynosi 22 zł, natomiast gdy sprzedamy 27 tuczników, nasz zysk wyniesie 59 zł. Również z powodu zwiększonego zużycia paszy mamy nakłady wyższe o ok. 80 zł. Wyprodukowanie naszego tucznika kosztuje o 115–120 zł więcej niż np. w Niemczech – wyliczał prof. Pejsak.

Choroba to koszty

Do tego dochodzi jeszcze bardzo niska koncentracja produkcji, gdyż 90% stad w Polsce ma mniej niż 10 loch. Wiele zaniedbań leży po stronie hodowców. Jednak państwo także nie podejmuje skutecznych prób wdrażania mechanizmów mogących poprawić strukturę produkcji świń. Działania w kierunku rozwoju produkcji trzody podejmują z reguły tylko wyjątkowo zdeterminowani rolnicy. I nie chodzi tu tylko o pieniądze, ale także o mało sprzyjające rozbudowie chlewni prawo. Wszystkie procedury związane z modernizacją są bardzo czasochłonne. Brakuje także instrumentów polityki, które w wielu krajach zostały wprowadzone w postaci różnych uregulowań, m.in. mających poprawić konkurencyjność produkcji.

– Duńscy producenci byli w stanie uzyskać zgodę UE na stosowanie w paszy dla prosiąt po odsadzeniu tlenku cynku. Albo dopłaty do badań laboratoryjnych zlecanych przez rolników. W Rumunii wprowadzono dopłaty do poprawy dobrostanu zwierząt. U nas nikt się o to nie stara – mówił prelegent. – Kiedy rolnicy mają badania dofinansowane w 50%, chętniej z nich korzystają, a to przekłada się na wyższą zdrowotność stad.

W ogromnej większości hodowcy i producenci świń nie zdają sobie sprawy, jak duże są koszty związane z zakażeniami świń. Ciągle patrzą na chorobę przez pryzmat padłych zwierząt, a największym kosztem przy występowaniu jakiegokolwiek schorzenia jest zwiększenie wykorzystania paszy, wydłużenie okresu tuczu, zróżnicowanie wagowe świń. Nie wykorzystują zarówno ogromnego postępu, jaki nastąpił w rozrodzie, jak i w ochronie zdrowia zwierząt. Świadczy o tym chociażby brak zaufania do efektywności szczepień.

– Przeciwko cirkowirusom w Niemczech, Austrii, Wielkiej Brytanii szczepi się ponad 80% prosiąt, w Stanach Zjednoczonych 80–98% stad, nawet w Japonii i Korei jest to 70–90%. W Polsce – zaledwie 35%. Hodowcy wciąż bardziej są gotowi płacić za usługę weterynaryjną tylko, gdy jest związana z wykorzystaniem leków. Nie chcą natomiast płacić za wiedzę i poradę, co należy robić, aby nie dopuścić do wybuchu choroby. A to jest w ostatecznym rozrachunku bardziej opłacalne – podkreślał prof. Zygmunt Pejsak. 

Dominika Stancelewska

 
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
24. listopad 2024 05:21